Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 15 września 2014

Epilog

                                                                  * 2 lata później *

- Thiago, chodź do mamusi - zawołałam swojego synka. Przybiegł szybko do mnie i mocno wtulił się we mnie. Nigdy bym nie pomyślałam, że dam radę wychować dwójkę dzieci, ale z pomocą wspaniałego męża i kochanej córki, wcielającej się w rolę starszej siostry, okazało się to bardzo łatwe. Pocałowałam małego w głowę. Kątem oka dostrzegłam opierającą się o framugę Suzie. Uśmiechnęłam się do niej szeroko i zawołałam do siebie. - Jak w szkole było?
- Fajnie, jak nigdy.
- Co robiliście?
- Ogólnie to hiszpański prawie cały dzień. Dzisiaj mieliśmy małe święto szkoły.
- Uuu, musiało być ciekawie.
- Pani Isabel ciekawie to poprowadziła.
- Wszystko już z nią okej?
- Teraz jestem jej ulubioną uczennicą - pochwaliła się.
- Cieszę się skarbie - pocałowałam ją w policzek. - Weźmiesz Thiago na spacer? Tylko nie dalej niż do parku.
- Dobrze mamo - wzięła brata za rączkę i szybko wyszli z domu. Alleluja. Chwila spokoju. Ułożyłam się wygodnie na kanapie, wzięłam leżącą na stoliku książkę i zanurzyłam się w lekturze. Przeczytałam kilka rozdziałów i zasnęłam. Miała taki przyjemny sen, że spotykam najlepszego piłkarza na świecie... Ale ten sen był realny. Ba, ja mieszkałam z tym piłkarzem, byłam jego żoną! Mieliśmy wspólne dziecko! Byłam w krainie snu, gdy poczułam dotyk na czubku głowy. Otworzyłam gwałtownie oczy i zobaczyłam pochylającego się nade mną Leo. Przestraszył się i odskoczył, a ja wybuchłam śmiechem.
- Ładnie to tak straszyć męża? - spytał tym gardłowym głosem, od którego dostawałam gęsiej skórki.
- Mnie wolno - podniosłam się szybko i pocałowałam namiętnie.
- Sypialnia? - spytał.
- Kuchnia? - zaczęłam się z nim droczyć.
- Coś nowego? W sumie... Jak dla mnie spoko - uśmiechnął się i szybkim ruchem wziął mnie na ręce. Stłumiłam śmiech i po kilku sekundach byliśmy w kuchni. - Stół, blat?
- Wybieraj - zdjął z siebie koszulkę i rzucił ze siebie. - Poczekaj! - krzyknęłam i pobiegłam zamknąć drzwi na klucz. Truchcikiem wróciłam do kuchni. - Chcesz, żeby dzieci wiedziały co robimy?!
- Raczej nie - zaśmiał się i posadził mnie na stole.
- Szybko podjąłeś decyzję - zaśmiałam się. Spojrzał na mnie łobuzersko i ściągnął ze mnie koszulkę. - Potrafię się rozebrać.
- Ale ja robię to lepiej - pocałował mnie namiętnie. Nasze języki szybko splotły się ze sobą. Nikt nie mógł nam przeszkodzić. Zsunęłam powoli z siebie szorty, cały czas patrząc na reakcję męża. Pocałował mnie w brzuch, odruchowo przegryzłam wargę i cicho jęknęłam. Leo rozebrał się do naga, a ze mnie zdarł całą bieliznę.
- Mój ulubiony komplet!
- Kupię ci więcej - ręce mu się trzęsły, chciał w tamtym momencie tylko jednego, a ja ciągle go dekoncentrowałam. Poczułam ból, który szybko przerodził się w rozkosz. Leo pasował do mnie idealnie pod wszystkimi względami. Jęczałam cicho, co bardzo zadowalało mojego męża.
Leżałam na stole zmęczona jak nigdy. Argentyńczyk zaczął robić obiad.
- Chcę więcej - westchnęłam cicho.
- Zawsze i wszędzie, ale za chwilę wracają dzieciaki. Chyba nie chcesz, żeby zobaczyli nagich rodziców w jakiejś nietypowej pozycji na stole, co? - zaśmiał się. Wyobraziłam sobie tą sytuację i przestraszyłam się.
- Nigdy!
- Jesteś tylko moja, jeszcze dzisiaj udowodnię ci to - wymruczał mi tuż przy ustach.
- Nie mogę się doczekać.






















Jejku tak bardzo dziękuję, że byliście :') Łezka się w oku zakręciła, gdy pomyślałam, że to koniec... Ale przynajmniej happy end jest :) Zapraszam na Neymara i Bartrę, potem Ramosa :) Mam nadzieję, że z ogromną chęcią będziecie następne blogi czytać :')

czwartek, 11 września 2014

Rozdział 14

             Obudziłam się przy tym jedynym. Przy Leo Messim. Uśmiechnęłam się wiedząc, że nic nas nie rozdzieli. Przetrwaliśmy naprawdę dużo, a te przeżycia tylko umocniły więź, jaka pomiędzy nami była. Patrząc na niego, przypomniały mi się wspaniałe chwile w moim życiu. Naszą znajomość zaczęliśmy w szpitalu. Idealne miejsce na znajomość z przyszłym mężem, pomyślałam. Ale wtedy nie wiedziałam, że w ogóle zerwę z dotychczasowym! Wracając do pierwszych wspólnych chwil...
Pamiętam Leo leżącego na szpitalnym łóżku z poobijaną nogą. Chciałam zrobić wszystko, żeby mu pomóc. I nawet za bardzo pomogłam, bo nasz więź umocniła się na tyle, że ciągle o sobie myśleliśmy. Przez tą znajomość pokłóciłam się po raz pierwszy z mężem. Córka nie mogła znieść tego, ale okazała się najsilniejsza z nas wszystkich. Kiedy Leo wyjechał do Barcelony, byłam pewna, że uczucie do niego minie. Myliłam się. To było najgorsze doświadczenie. Pożądanie jakie czułam do piłkarza było większe niż do własnego męża. Udało mi się namówić rodzinę do przeprowadzki do Barcelony. Nie potrafiłam trafić na piłkarza, do pewnego dnia, gdy zobaczyłam go w kawiarni. Hormony zaczęły rządzić moim ciałem. Tego samego dnia zdradziłam męża. A co najlepsze? Podobało mi się to. Zaczęłam na nowo znajomość z piłkarzem. Coraz częstsze spotkania sprawiły, że mój mąż zaczął coś podejrzewać. Gdy wyjechał do Stanów, byłam tylko Argentyńczyka. Potem zostaliśmy przyłapani, i ten wypadek... Te obrazy chcę jak najszybciej wyrzucić ze swojej głowy. Teraz jestem ze wspaniałym człowiekiem, piłkarzem, mężczyzną. Spodziewamy się dziecka, niedługo ślub... Jest idealnie.
Leo zaczął coś mruczeć do mnie wybijając mnie z toku myślenia. Pocałowałam go w nos i zeszłam z łóżka. Poszłam do kuchni i zrobiłam śniadanie. Zapach unosił się w całym domu, więc nie zdziwiłam się, jak po kilku minutach do kuchni wbiegł Leo. Zabrał Suzie na barana i czekali teraz na jedzenie.
- Głodomory! A mi nikt nie zrobi śniadania!
- Od jutra ja robię - zaśmiał się Leo. Odstawił małą na ziemię i podszedł przytulić mnie. Pogłaskał mnie po brzuchu. Jego dotyk sprawiał, że dostawałam gęsiej skórki. Byłam w piątym miesiącu ciąży i byłam po prostu gruba. Leo zawsze się śmiał, że jestem puszysta, ale ja wiedziałam swoje.
- Może lepiej nie - powiedziałam stawiając na stół śniadanie.
- Śmiesz wątpić w moje umiejętności kucharskie - uniósł brew.
- Oczywiście, że nie - pocałowałam go w czoło. Mruknął mi do ucha, a ja spojrzałam na niego karcąc go. - Leo - syknęłam. Spojrzałam na Suzie, lekko rozbawioną sytuacją.
- Czy nawet nie mogę okazywać uczuć swojej żonie?!
- Przyszłej - poprawiłam go. Ślub dopiero za 2 tygodnie.
- Przynajmniej masz już sukienkę - uśmiechnął się do mnie.
- Ale dalej uważam, że 15 tysięcy to za dużo...
- Stać mnie kochanie. Jesteś warta najlepszego.
- Zemszczę się kupując ci garnitur - posłałam mu całusa. Zjedliśmy w ciszy śniadanie. Poszłam przebrać się przypominając sobie, że przytyłam. Prawie żadna rzecz nie była teraz dobra... Jedynie jakieś dresy, które kupiłam jeszcze w Stanach. Westchnęłam głośno i wbiłam się w stare rzeczy. Leo oczywiście wyglądał olśniewająco. Zawsze mi się podobał, nieważne co miał na sobie. Oczywiście najlepiej było, kiedy nie miał na sobie nic, ale o tym tylko ja wiem. I może kilku chłopaków z Barcelony. Tym razem Argentyńczyk założył jeansy i koszulę. Uwielbiałam mężczyzn w koszulach a myśl, że mogę go potem z niej rozebrać podniecała mnie jeszcze bardziej. Leo spojrzał na mnie głodnych wzrokiem. Prawie roczny celibat musiał być dla niego męczący... Wziął mnie za rękę i wyszliśmy z domu zostawiając Suzie samą. Sklep z garniturami był tuż za rogiem, więc nie musieliśmy daleko iść. Leo otworzył mi drzwi. Już przy wejściu było czuć męskie perfumy. Różnorodne. Wzięłam głęboki oddech i skupiłam się na ubraniu. Wybrałam 10 garniturów i wysłałam Leo do przebieralni. Żaden nie był dobry. Jeden za mały, drugi za szeroki, trzeci miał dziwny kolor... KOSZMAR! Po jakiś dwóch godzinach szukania znalazłam coś idealnego. Garnitur nie był przepiękny, ale miał w sobie to coś, że sprawiał, że Argentyńczyk wyglądał olśniewająco. Oparł się o ścianę i spojrzał na mnie łobuzersko.

















Wiedział, że to koniec zakupów. Znał mnie na wylot. Od razu poszliśmy do kasy. Troszkę przesadziłam z tym zakupem, bo Leo musiał zapłacić 8 tysięcy. Prawie połowę mniej niż moja suknia. Wracaliśmy uradowani do domu. Ale w pewnym momencie skręciliśmy do parku i usiedliśmy w samym jego centrum.
- Tak cię kocham - wymruczał mi do ucha.
- Ja mocniej - pocałowałam go. Jego usta były tak nachalne, a ja nie mogłam mu dać tej rozkoszy...
- Nie mogę się doczekać, aż będziesz tylko moja...
- Teraz jestem - spojrzałam mu w oczy. W tamtej chwili nie chodziło mu o moją obecność obok niego, a raczej pod nim. Przełknęłam głośno ślinę, roześmiał się.
- Aż tak na ciebie działam? - spojrzałam na niego lekko zbita z tropu. - Masz mokre ręce.
- Sam sobie odpowiedz na pytanie. Wracamy do domu - niechętnie wstałam i szepnęłam mu do ucha. - Jeszcze tylko pół roku. Odliczaj dni - uśmiechnął się i spokojnie wróciliśmy do domu. Ciąża sprawiała, że najkrótsze spacery były dla mnie bardzo męczące. Od razu po wejściu poszłam na kanapę. Opadłam na nią bezwładnie i spojrzałam zmęczonym wzrokiem na Leo. - Musimy wysłać zaproszenia...
- A 20 piłkarzy z partnerkami ci nie wystarczy? - zaśmiał się. Usiadł koło mnie, a ja szybko wykorzystałam okazję i położyłam się na nim.
- Chodzi o moją rodzinę - spiął się trochę, ale ta reakcja szybko minęła.
- Kogo dokładnie?
- Rodziców...
- Colina?
- Nie.
- Nie będę miał nic przeciwko...
- Serio? - spojrzałam na niego rozbawionym wzrokiem. - Nie chcę, żeby psuł mój najlepszy dzień w życiu.
- I bardzo dobrze - pocałował mnie w policzek. Zasnęłam wtulona w jego klatkę piersiową.

                                                                   * 2 tygodnie później *

              Stałam przed lustrem i trzęsłam się jak galareta... Moja mama podeszła do mnie i mocno przytuliła.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz...
- Tym razem jestem na 100% pewna...
- To skąd nerwy?
- Chyba naturalny odruch... Dziękuję, że przyjechaliście - spojrzałam jej w oczy. Pokiwała głową i pocałowała mnie w policzek. Ktoś zapukał do drzwi. - To Leo - powiedziałam zdenerwowana jeszcze bardziej.
- Spokojnie - zaśmiała się. Poszła wygonić zdecydowanie zawiedzionego piłkarza. Wróciła do mnie. - Wspaniały facet.
- Tak...
- Lepszy niż twój były.
- Zdecydowanie. Cieszę się, że wtedy w Rio spotkaliśmy się. Gdyby nie to, pewnie nigdy nie byłabym szczęśliwa - powiedziałam.
- A jak z ciążą? Wszystko dobrze? - pogładziła mój brzuch.
- Tak, lekarz mówi, że to będzie zdrowe jak ryba dziecko - poprawiła mi humor tym pytaniem.
- Chłopiec czy dziewczynka?
- Chcemy dopiero przy porodzie się dowiedzieć.
- Czyli cały czas niepewność.
- Chyba chłopiec, bo strasznie kopie, po tatusiu - zaśmiałam się. Kochałam swoją mamę. Mimo wielu kłótni jakie przeżyłyśmy, nie wyobrażałam sobie ślubu bez niej. Pojechaliśmy do kościoła. Leo już czekał. Gdy wysiadłam z pojazdu, ręce zaczęły jeszcze bardziej mi się trząść. Przeszedł mnie dreszcz. Mama zaprowadziła mnie do kościoła, ale coś zwróciło moją uwagę. Ktoś patrzył na mnie.
- Coś się stało?
- Nic nic. Zaraz przyjdę - mama weszła do kościoła, a ja poszłam sprawdzić, kim jest tajemnicza osoba. Ten mężczyzna stał oparty o budynek i uśmiechał się do mnie łobuzersko.
- A kuku - zaśmiał się.
- KUN! - krzyknęłam. Podbiegłam do niego i mocno przytuliłam. Kun Aguero. Najlepszy przyjaciel Leo, a zarazem mój. Kiedy miałam jakiś problem, zawsze do niego dzwoniłam i skarżyłam się na świat. Rozumiał mnie idealnie. Poznaliśmy się na meczu Argentyny i tak zaczęła się nasza znajomość, która rozkwitała cały czas. - Co ty tu robisz? - spytałam, gdy oderwałam się od niego.
- Miałbym być nieobecny na ślubie moich przyjaciół?
- A liga?
- Są rzeczy ważne i ważniejsze Mir - pocałował mnie w policzek. - Wyglądasz rewelacyjnie. Cieszę się, że Leo cię spotkał.
- Chodź, zaraz na własny ślub się spóźnię - zaśmiałam się. Wziął mnie pod rękę i weszliśmy do kościoła. Chłód jaki panował w środku odrobinę zmniejszył stres. Widziałam Leo stojącego koło ołtarza i ten jego przebiegły uśmiech. Doskonale wiedział o wizycie Sergio. Organy zaczęły grać, a my powolnym krokiem szliśmy wgłąb. Kościół nie był w pełni zapełniony. Leo miał rację. Byli sami piłkarze z partnerkami. I oczywiście byli to głównie zawodnicy Blaugrany. Kun oddał mnie Argentyńczykowi. Pomógł mi wejść na podest. Dopiero wtedy spojrzałam mu prosto w oczy. Nie wiem jak mógł być taki spokojny, ale jego pozytywna energia przeniosła się na mnie i rozluźniłam się szybko. Cała ceremonia poszła nadzwyczaj szybko. Bez wahania powiedzieliśmy sobie sakramentalne "tak". A potem najcudowniejsze słowa na świecie.
"Teraz możesz pocałować pannę młodą".
Na początku był to niewinny buziak, ale szybko przerodził się w pełen namiętności i niepohamowania pocałunek. Świat poza nami nie istniał. Z transu wybudziły nas gwizdy piłkarzy. Leo oderwał się ode mnie i spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym: "to nie koniec". Miałam ogromną nadzieję, że to nie koniec. Wyszliśmy z kościoła i zostaliśmy obrzuceni ryżem i pieniędzmi. Wszyscy zaczęli nam gratulować i składać życzenia. A potem najgorsza a zarazem jedna z lepszych części dnia - wesele. Byłoby naprawdę świetnie, gdyby nie to, że piłkarze przesadzili odrobinę z alkoholem. No dobra, byli pijani tak bardzo, że gibali się na każdym kroku i ciągle śpiewali. Ich partnerki były załamane. Tylko Leo był "w miarę trzeźwy". A więc w skrócie... Pique razem z Albą zaczęli tańczyć na stole. Ok, to było jeszcze do zniesienia, póki Gerard nie zaczął się rozbierać. Shakira zrzuciła go ze stołu i wrócili do domu. Współczułam mu, ale trochę zasłużył. Za karaoke zabrali się Andres z Xavim i Neymarem. Alkohol było czuć w całym domu, a ja nie mogłam nawet ust delikatnie zmoczyć. Bartra i Suarez byli bez dziewczyn, więc postanowili razem zatańczyć wolnego... Naprawdę, widok wspaniały jeżeli lubi się gayparty. Ogólnie hałas, wódka, śpiewy, tańce... Jak to na weselach. Koło 6 rano było po imprezie. Wszyscy spali jak zabici. Mogłeś zrobić z nimi co chciałeś: wyrzucić ich z domu, oblać wodą... Nic, zero reakcji. Zadowolona zaczęłam chodzić po domu i hałasować. Usłyszałam jęki i błaganie o litość. Kac morderca dopadnie każdego. Dziewczyny przyjechały po swoich partnerów. Jezu... jak ja im współczułam... Musiały wysłuchiwać jęków, stęków piłkarzy. Na pewno Enrique ich zabije jutro, pomyślałam. Usiadłam na kanapie i spojrzałam na swoją rękę. Niecałe pół roku byłam bez obrączki... Ale brakowało mi tego i cieszyłam się, że znowu jestem żoną. Zamknęłam oczy i poczułam delikatne muśnięcie na swojej skórze.
- Leo...
- Tak? - wymruczał mi do ucha.
- Jezu jak ja cię kocham - podeszłam do niego i wpiłam się w jego wargi. Nie protestował. Zaczął rozpinać mi guziki od spodni. Pospieszałam go zapominając się nieźle. Jęczałam mu prosto przy ustach kiedy masował moje piersi. I nagle chrząknięcie i śmiech. Odwróciłam się żądna mordu na osobie, która nam przeszkodziła. Zamarłam, gdy zobaczyłam Kuna z Suzie. Na szczęście zasłonił jej oczy, ale próba powstrzymania śmiechu sprawiła, że łzy płynęły mu strumieniem po poliku.
- Długo tu stoicie? - spytał Leo lekko zmieszanym tonem.
- Ciii - powiedział Kun. - Nic nie widzieliśmy, nic nie słyszeliśmy.
- Sergio... - puścił mi oczko i zabrał małą na dwór. - Musimy się bardziej pilnować - szepnęłam Leo do ucha gdy tamci poszli.
- Ale było tak cudownie...
- Cały rok nadrobimy bardzo szybko - pocałowałam go delikatnie.
- Obiecujesz? - uniósł jedną brew.
- Obiecuję - tym razem to on wpił się w moje wargi, ale tylko na pocałunkach się skończyło. Na całe szczęście...




















Ostatni rozdział, łzy, śmiech... Wszystko pomieszane podczas pisania go... Nie chciałam ponuro kończyć tego bloga, od początku był zakręcony xD Mam nadzieję, że podobał wam się :D I bardzo przepraszam, że tyle nie pisałam, ale nazbierało mi się tyyyle nauki ;)

sobota, 6 września 2014

Rozdział 13

- No powiedz w końcu - patrzyłam na roześmianą twarz Leo.
- Dalej się nie domyślasz? - zapytał. Tak, byłam idiotką nie domyślając się, co chciał zrobić. - Kiedy ty wyszłaś z domu, przemyślałem sobie wszystko i pobiegłem do sklepu.
- Co kupiłeś? - spytałam. Leo stanął i pociągnął mnie za sobą. Odchrząknął i klęknął. Zakryłam sobie usta dłonią. Jeszcze bardziej był rozbawiony. - Leo, wstań - pociągnęłam go za łokieć, ale uparcie klęczał na ziemi.
- Mirando... Chcę, żebyś wiedziała coś. Odkąd zobaczyłem cię wtedy w szpitalu w Rio... Moje życie zmieniło się raptownie. Wtedy wiedziałem, że jesteś tą jedyną. A teraz najważniejsza sprawa. - Wyciągnął pudełeczko z kieszeni i otworzył je przede mną. - Zostaniesz moją żoną?
- Leo... Dopiero się rozwiodłam... - usiadłam na łóżku i ukryłam twarz w dłoniach.
- I dlatego możesz wziąć ślub - kucnął koło mnie i wziął moje dłonie. Pocałował każdą od środka, patrząc mi głęboko w oczy.
- Nie chcę, żeby to było wymuszone z powodu dziecka...
- I nie jest! Chcę, żebyśmy w czwórkę stworzyli piękną rodzinę!
- W czwórkę?
- Ty, Suzie, ja i mały Messi - zaśmiał się. Spojrzałam na niego ze łzami w oczach. - Nie płacz kochanie - pocałował mnie w policzek.
- Tak - powiedziałam cicho.
- Co tak?
- Wyjdę za ciebie Lionelu Messi - uśmiechnął się od ucha do ucha. Szybko zerwał się na równe nogi i wziął mnie na ręce. Zachowywał się jak wariat. I to w nim kochałam. Nie wyobrażałam sobie życia bez Leo i oboje doskonale to wiedzieliśmy. Kiedy postawił mnie na ziemi podbiegł do telewizora i włączył muzyką. Chwycił mnie w pasie i zaczęliśmy tańczyć. Jakbyśmy mieli 17 lat, a nie 27...
- Czyli teraz szykują się wielkie zakupy - zaśmiał się.
- Będę gruba - spojrzałam na niego przerażona.
- Dla mnie, zawsze będziesz po prostu piękna - pocałował mnie delikatnie. Wplotłam palce w jego wymagające strzyżenia włosy. Oderwałam się od niego.
- I będę miała zachcianki!
- To będę nawet w nocy jeździł po sklepach - zaśmiał się. Nigdy nie umiałam tańczyć... Chyba tylko dlatego, że nie miałam odpowiedniego partnera. Z Leo płynęliśmy. Położyłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy. Było idealnie. Usłyszałam czyjeś kroki. W drzwiach stała uśmiechnięta Suzie. Była wspaniałą córką. Zawsze chciała dla mnie najlepiej, dlatego nie robiła awantur o rozwód. Owszem, kiedyś była inna, ale chyba wtedy nie dojrzała do sytuacji.
- Widzę, że się udało - zaśmiała się.
- Co się udało? - spytałam odsuwając od siebie Leo.
- Będzie ślub - powiedziała zadowolona.
- Wszystko sobie zaplanowaliście?!
- Tak troszkę - zaśmiał się Leo. Pocałowałam go i poszłam się umyć, a narzeczony tańczył z moją córką. Stanęłam przed lustrem i zdjęłam koszulkę. Już było widać brzuszek, a to dopiero 2 miesiąc... Wykąpałam się i poszłam do łóżka. Czekałam na Leo. Wskoczył koło mnie po jakiś 20 minutach.
- Mała śpi?
- Tego nie obiecuję, ale wiem, że leży w łóżku - pocałował mnie w obojczyk. Zadrżałam. - Nawet nie wiesz, jak się bałem, gdy nie wracałaś do domu...
- Miałam szczęście, że Gerard mnie znalazł... Ale boję się, że mógł tego faceta zabić...
- Spokojnie - zaśmiał się. - Geri nie jest aż tak agresywny.
- Wiem - odwróciłam się do niego i spojrzałam mu prosto w oczy. - A ty nie wiesz, jak ja się bałam.
- Przepraszam - pocałował mnie w nos. - W ogóle ta kłótnia nie powinna nigdy się wydarzyć.
- Wykłócimy się na zapas - zaśmiałam się. - I mam dla ciebie bardzo złą wiadomość.
- Jaką? - spytał przestraszony.
- Całoroczny celibat - uśmiechnęłam się widząc załamanie w oczach Leo. Poklepałam go po ramieniu i pożyłam się do niego plecami.
- Naprawdę? - spytał przerażony.
- Tak misiu - powiedziałam smutna. Uświadomiłam sobie, że ja też stracę tyle przyjemności... Leo jeździł palcem po moich plecach, przyprawiając mnie o dreszcze.
Następnego dnia pojechaliśmy razem z moim narzeczonym na stadion. Było dość wcześnie, więc w ogóle nie zdziwił nas widok zaspanych piłkarzy. Gdy zobaczyli nas idących za rękę, wszyscy od razu uśmiechnęli się.
- I jak? - spytał Marc.
- Co? - drażnił się z nim Leo.
- No... jest rozwód?
- Jest - odparłam ucieszona.
- I nie tylko to - powiedział rozweselony Leo.
- Co jeszcze? - spytał Enrique.
- Więc tak... Chcemy was zaprosić na nasz ślub - powiedział Argentyńczyk. Wszyscy stali wpatrzeni w nas jak w obraz. Nie mogli zrozumieć, co właśnie powiedział ich przyjaciel.
- Nie no, gratulujemy - Xavi poklepał mojego narzeczonego po ramieniu.
- Jakieś jeszcze nowiny? - spytał Jordi. Leo spojrzał na mnie i dotknął mojego brzucha. Znowu przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Dodatkowo rozbawiła mnie mina wszystkich piłkarzy.
- Serio? - spytał Andres.
- Serio serio - odparłam zadowolona.
- Leo, czy ty nawet musisz poza boiskiem bramki strzelać? - spytał załamany Daniel. Wybuchliśmy śmiechem. Piłkarze podchodzili do nas i składali gratulacje i kondolencje dla Leo.
- Tracisz życie - powiedział Luis.
- A ja myślę, że zyskuję nowe - podszedł do mnie i namiętnie mnie pocałował. Usłyszeliśmy gwizdy i śmiechy, ale nie ruszało nas to. W tamtej chwili liczyliśmy się tylko my dwoje.



































No więc, to jest przedostatni rozdział... Ciężko mi to mówić, ale taka prawda :/ Ciężko będzie mi się żegnać z tym blogiem... Ale pocieszam się faktem, że Bartra&Neymar wam się podoba :)
Zapraszam również na blog, który ujął mnie od początku :) Na blog z pomysłem, który ciągle mi chodził po głowie, ale ktoś inny go wykorzystał :D
http://the-unrealized-suicide-diary.blogspot.com/#_=_
Dziennik niedoszłego samobójcy.

środa, 3 września 2014

Rozdział 12

           Patrzyłam mu prosto w oczy, ale nie potrafiłam wydusić ani jednego słowa. Czekał cierpliwie. Nie wiedział, że moja wiadomość, może zmienić jego życie. Właściwie moje też...
- No powiesz w końcu co się stało? - uśmiechnął się do mnie. Możliwe, że po raz ostatni go zobaczyłam. Wzięłam głęboki oddech.
- Leo... Jestem w ciąży - powiedziałam prawie niedosłyszalnie. Uśmiech zszedł mu z twarzy, na której pojawiło się zdziwienie.
- Ehm... To jest pewne? - spytał z... Sama właściwie nie wiem. Może z bólem? Albo z szokiem...
- Tak - odparłam cicho.
- Czy to moje dziecko? - zdziwiło mnie jego pytanie, ale po chwili uświadomiłam sobie, że musiał je zadać.
- Twoje... - zacisnął pięści.
- Musiałaś? - spojrzałam zdziwiona na niego. - Wiesz doskonale, jak to zniszczy moją reputację! Dziecko bez małżeństwa!? - po policzku popłynęły mi łzy. Zacisnęłam powieki i wyszłam z domu. Błąkałam się godzinami po Barcelonie. Zrobiłam najgorszą rzecz, jaką mogłam zrobić. Poszłam do baru. Usiadłam na jednym z krzesełek i spojrzałam nieprzytomnym wzrokiem na barmana.
- Co podać?
- Nie wiem - odparłam. - Może wódki... - szybko postawił kieliszek przede mną i napełnił go alkoholem. Wzięłam go do ręki i spojrzałam na barmana.
- Co cię dręczy?
- Szczerze? - kiwnął głową. - Rozstałam się z mężem, którego zdradzałam z piłkarzem. Okazało się, że jestem z kochankiem w ciąży! A co najgorsze? On nie chce tego dziecka, bo się boi o swoją reputację!
- To ciężka sprawa...
- Nalejesz jeszcze?
- Chyba zwariowałaś!
- Ej no...
- A to dziecko?
- Jeszcze nie wiem...
- Dam ci radę... - przysunęłam się bliżej, żeby lepiej go słyszeć. - Naprawdę dużo w życiu słyszałem i mam rozwiązanie. Daj mu trochę czasu...
- Za późno...
- Nie. Jeżeli cię kocha, daj mu jeszcze szansę.
- Myślisz?
- Ja to wiem - puścił mi oczko. - Sergio - podał mi rękę.
- Miranda - uśmiechnęłam się przez łzy i przemyślałam na spokojnie to, co powiedział mi barman. - A sok dostanę? - spytałam rozbawiona.
- To zawsze - uśmiechnął się i podał mi szklankę z sokiem.
- Dużo czasu będzie potrzebował?
- Myślę, że jeszcze z godzinkę - zaśmiał się.
- Będę się zbierać... Ile płacę?
- Na koszt firmy. I dbaj o małego - puścił mi oczko. Wyszłam z baru i moją twarz zaczął muskać przyjemny chłód. Było już po 20, więc nie zdziwił mnie fakt, że jest ciemno. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 10 nieodebranych połączeń od Leo. Nie chciałam oddzwaniać. Spokojnym krokiem poszłam do domu. Całą drogę podziwiałam Barcelonę nocą. Jakiś kilometr przed domem, zatrzymałam się na wzgórzu. Widok był nieziemski... I wtedy poczułam czyjś dotyk. A właściwie szarpnięcie. To zdecydowanie był mężczyzna. Chciałam krzyczeć, ale ta osoba przymknęła mi usta ręką. Szarpałam się, wiłam, ale bezskutecznie. Mężczyzna odwrócił mnie w swoją stronę. Było ciemno i nie poznałam go, ale miał jedną rzecz charakterystyczną. Oczy. Miał błękitne oczy. Takie jak niebo w piękny letni dzień. Wiedziałam co mnie czeka... Rabunek i gwałt. Ale nie miałam ochoty z nim walczyć. Można by stwierdzić, że tego chciałam, ale w głębi bałam się. Ogromnie się bałam i błagałam Boga o ratunek. Znowu odwrócił mnie i widziałam teraz panoramę Barcelony. Miał zimne ręce. Przewrócił mnie na ziemię i zaczął zdejmować bluzę. Przełknęłam głośno ślinę. Po chwili usłyszałam stłumiony krzyk i zobaczyłam mojego napastnika leżącego na ziemi. Widziałam gasnący blask w jego oczach. Cała się trzęsłam.Ktoś podniósł mnie i wziął na ręce. Nie wiedziałam kto to. Bałam się spojrzeć mu w oczy. Niósł mnie na rękach przez jakieś pół godziny. Cały czas miałam zamknięte oczy. Ktoś otworzył drzwi. Byliśmy w jakimś domu. Usłyszałam znajomy głos.
- Twoja zguba? - druga osoba złapała mnie i wiedziałam w końcu gdzie jestem. Tego dotyku nie da się zapomnieć. Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam Leo. Łzy płynęły mu po poliku.
- Moja i tylko moja - odpowiedział. Wiedziałam, że skądś znałam ten głos.
- Gerard - wyszeptałam.
- Co się stało? - wyszlochał Leo.
- Ktoś ją napadł. Miała szczęście, że na mojej codziennej trasie.
- Geri...
- Muszę już iść. Trzymajcie się - podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło. Po chwili wyszedł z domu zostawiając nas samych. Spojrzałam na Leo ze łzami w oczach.
- Leo...
- Nic nie mów kochanie. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteś cała...
- Musimy porozmawiać.
- Wiem - odparł troskliwie. - Myślę, że wychowamy nasze maleństwo - uśmiechnął się do mnie.
- Ale... Nie chciałeś go zaakceptować.
- Teraz wiem, że dojrzałem na potomka - pocałował mnie w policzek. - Jesteś, jesteście dla mnie najważniejsi.
- A media?
- Mam rozwiązanie, żeby nie było skandalu.






















Przepraszam was, za ten BEZNADZIEJNY rozdział :( W ogóle nie miałam weny ani nic... Chyba szkoła za bardzo mnie przemęczyła :) Zgadujcie, jakie to rozwiązanie :)