Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 31 sierpnia 2014

Nominacja do Liebster Blog Award

Bardzo dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy wierzą w moje zdolności xD Cieszę się, że z ogromną chęcią czytacie to wszystko co mi w głowie siedzi :)
W ogóle nie spodziewałam się, że moje blogi mogą odnieść "sukces", czyli podobać się innym :)
Dostałam nominację do Liebster Blog Award od my life is football, football forever za co bardzo dziękuję. Jest to ważna nagroda dla osób nowych w tej "dziedzinie" chociaż dalej uważam, że na nią nie zasłużyłam :D
Dla tych, którzy nie wiedzą za wiele o tejże nominacji :)
 

  • Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera za ''dobrze wykonywaną robotę''.:*
 Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje im możliwość ich rozpowszechnienia.


  • Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na jedenaście pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. 

  • Następnie ty nominujesz jedenaście osób, informujesz ich o tym, oaz zadajesz im jedenaście pytań.  
  • Nie wolno nominować bloga, który cię nominował.
     
Pytania od my life is football, football forever ( na asku znana jako: @blaugranaFcBarcelona )

1. Dlaczego zaczęłaś pisać?
Pisać zaczęłam, gdy w głowie miałam za dużo myśli. Wszelkie przeżycia, marzenia zaczęłam łączyć i tak powstają moje blogi :)

2.Jakie blogi czytasz z wielką chęcią?
Czytam przede wszystkim blogi piłkarskie, które mają ciekawą fabułę :) Zdarza się również czytać blogi anglojęzyczne :)

3.Ulubione kolory?
Bardzo lubię kolor niebieski i czerwony, ale również zielony i czarny :)

4.Ulubiona drużyna w piłce nożnej?
 Zdecydowanie FC Barcelona :)

5.Ulubione filmy?
Uwielbiam thrillery, filmy gdzie wszystko okazuje się na końcu, bądź musimy sami wymyślić sobie końcówkę :D Ale chętnie oglądam komedie czy filmy fantasy :)

6.Co sądzisz o reprezentacji Brazylii? 
Reprezentacja Brazylii to jedna z najwspanialszych drużyn :) Uwielbiam ich styl oraz walkę do końca :)

7.Najładniejsze imię?
Każde imię jest piękne na swój sposób :) Niektóre mniej lub bardziej nam się podobają, kojarzą z kimś :) Ja z żeńskich bardzo lubię: Marta, Aleksandra i Klara. Z męskich: Patryk, Jakub, Oskar, Wojtek i Łukasz.

8.Najlepsza książka jaką czytałaś?
Zdecydowanie Wampiry z Morganville :) Jeżeli ktoś lubi fantasy połączone z miłością - gorąco polecam :)

9.Masz zwierzaka? 
Teraz mam już tylko rybki, papugę Filipa i psa Cezarka :)

10.Jesteś szczera/y?
Czasami aż za bardzo xD Ale liczę, że kiedyś wyjdzie mi to na dobre :)

11.Ukochana piosenka, z którą nie możesz się rozstać?
Mam dużo piosenek, bez których nie potrafię żyć :D Podam piosenkarzy, bo zazwyczaj wszystkie ich piosenki są rewelacyjne :)
1. Marta Bijan
2. Miley Cyrus
3. Bruno Mars
4. Ewa Farna

Nominuję do tej wyjątkowej nagrody:
1. http://trust-true-love.blogspot.com/
2. http://perrospuedetodo.blogspot.com/#_=_
3. http://di-algo-que-me.blogspot.com/
4. http://aixi-que-sera-millor.blogspot.com/#_=_



Pytania do nominowanych:
1. Ulubione blogi?
2. Jakiego rodzaju blogi czytasz?
3. Masz jakieś hobby?
4. Ulubione książki?
5. Ulubiony klub piłkarski?
6. Wolisz jak w blogu jest dużo dialogów czy opisów?
7. Ulubiona potrawa?
8. Piosenka, która kojarzy ci się z wakacjami?
9. Ulubiona piosenka?
10. Twoje wady?
11. Twoje zalety?

Jeszcze raz dziękuję... Nawet nie wiecie, jak się cieszę z tej nominacji :)

sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 11

              Weszliśmy do szpitala nieco poddenerwowani. Z daleka zobaczyłam lekarza mojego męża. Podbiegłam do niego i lekko zdyszana zapytałam co się stało. Nic nie odpowiedział. W oczach pojawiły mi się łzy.
- Proszę za mną - jedyne zdanie jakie wypowiedział. Spojrzałam ze strachem w oczach na Leo. Podszedł do mnie i objął mnie.
- Przejdziemy przez to razem - wyszeptał mi do ucha. Skierowaliśmy się za lekarzem do sali, w której leżał Colin. Stanęłam przed drzwiami i wzięłam głęboki oddech. Przeszłam przez próg z zamkniętymi oczami... Usłyszałam aparaturę do EKG i co najwspanialsze... Bicie serca mojego męża. W tamtej chwili wiedziałam, że nie jest najgorzej. Otworzyłam oczy i skierowałam swój wzrok na łóżko. I wtedy zobaczyłam, że ktoś mi się przygląda. Po chwili zorientowałam się, że to Colin był w pełni przytomny. Na mój widok delikatnie uśmiechnął się... W sumie ja to samo zrobiłam. Ale nasze miny prawie równocześnie zrzedły, gdy spojrzeliśmy w bok. Koło mnie stał Lionel Messi, a obok łóżka mojego męża siedziała jakaś kobieta. Miała ciemne długie włosy i oczy w kolorze czekolady. Nie wiedziałam kim jest, ale domyśliłam się - Kelly. Spojrzałam na lekarza. Był uśmiechnięty w przeciwieństwie do naszej czwórki.
- Mam do pana pytanie - zaczęłam. - Po co pan do mnie dzwonił?
- Myślałem, że chce pani wiedzieć co się dzieje z mężem. Jego stał gwałtownie się poprawił.
- Ale widzi pan, że mój mąż ma już opiekę 24/dobę.
- Mir... - Colin próbował coś powiedzieć, ale jeszcze miał trudności z mową. - To nie tak jak myślisz - wyszeptał.
- Nie tak jak myślę?! Nie rozśmieszaj mnie człowieku.
- Jeśli mogę... - zaczęła Kelly.
- Nie, nie możesz - odparłam stanowczo. - Niech zgadnę. Wyjechałeś do Stanów dla tej szmaty? - poczułam rękę Leo na swoim ramieniu.
- Spokojnie - wyszeptał mi przy uchu. Trochę się rozluźniłam, a jego oddech na szyi przyprawił mnie o dreszcze.
- Mir uspokój się - powiedział Colin. Miał trochę silniejszy głos niż przedtem, ale dalej słaby.
- Ja mam się uspokoić?! Pojechałeś do swojej panienki.
- To nieprawda.
- To spójrz mi w oczy i to powiedz! - podniósł wzrok. Spojrzał mi prosto w oczy, ale nic nie powiedział. Serce mi pękło. Mimo, że byłam teraz z Leo, modliłam się w głębi duszy, żebym się myliła. Nie dane mi to było. Z bólem w czach po raz ostatni spojrzałam na męża. Przełknęłam ślinę i wzięłam oddech. - Nie chcę cię znać... Myślałam, że rozwiążemy to po przyjacielsku, ale zmieniłam zdanie - podeszłam do łóżka. Sięgnęłam po obrączkę i pewnym ruchem zdjęłam ją z palca. Ostatni rzut oka na nią i milion obrazów, wspomnień w mojej głowie. Wszystkie pamiętne sytuacje z Colinem wróciły do mnie jak bumerang. Ale na całe szczęście szybko otrząsnęłam się i położyłam ją na szafce przy łóżku. - To dla Kelly - uśmiechnęłam się szyderczo i odwróciłam się w stronę drzwi. Leo patrzył na mnie z podziwem, który tylko ja mogłam dostrzec. - Widzimy się w sądzie - powiedziałam na koniec. Chwyciłam Argentyńczyka w pasie i wyszliśmy. Jak się czułam? Byłam ogromnie dumna z siebie, że się nie rozkleiłam i nie próbowałam jakoś wytłumaczyć jego zachowania. Byliśmy przy wyjściu gdy usłyszałam głos lekarza.
- Panno Black! - odwróciłam się na pięcie.
- Czy coś jeszcze?
- Nie wie pani o najważniejszym.
- I chyba nie obchodzi mnie to - uśmiechnęłam się i skierowałam się do drzwi.
- Pani mąż nie będzie już chodził! - świat zwolnił, a ja poczułam się jakbym była nieźle naćpana. Odwróciłam się szybko i spojrzałam na lekarza. - Bardzo mi przykro...
- Jak to nie będzie chodził... Przecież wszystko miało być w porządku! - spojrzałam z niedowierzaniem na Leo. Był równie zdziwiony co ja.
- Niestety uraz okazał się bardziej skomplikowany niż nam się wydawało. Doszło również do uszkodzenia kręgosłupa. Pani mąż jest sparaliżowany od pasa w dół...
- Dziękuję za informację. Leo, chodźmy do domu - byłam w połowie drogi do samochodu. Po chwili piłkarz mnie dogonił i w milczeniu wsiedliśmy do auta. Spokojnie dojechaliśmy do domu, a ja nie zwracałam uwagi na nic. Chwiejnym krokiem podeszłam do barku i wyciągnęłam whisky. Nie trudziłam się ze szklanką. Otworzyłam butelkę i pociągnęłam wielkiego łyka alkoholu. Trochę się skrzywiłam, ale uwielbiałam whisky. Spojrzałam na Leo, który był zniesmaczony moim zachowaniem.
- Zabiorę małą do Andresa - powiedział. Przytaknęłam głową i włączyłam głośno muzykę. Argentyńczyk przeszedł obok mnie i poszedł po Suzie. Schowałam butelkę gdy wracali. Uśmiechnęłam się do córeczki i pomachałam jej. Gdy zamknęli drzwi ponownie zaczęłam sączyć chłodny alkohol. Wypiłam pół butelki i wrócił Leo. Byłam już lekko wstawiona. Posłałam mu buziaka, ale nic nie powiedział. Nic nie mówił. Tylko darł się. - Co ty sobie myślisz?! Co ty w ogóle robisz?!
- Nie widać? - uśmiechnęłam się do niego.
- Jak się zachowałaś w szpitalu?!
- Tak jak trzeba było. Zasłużył sobie palant.
- A alkohol? Przy dziecku?! - trochę się otrząsnęłam. Spojrzałam szeroko otwartymi oczami na Leo i podałam mu butelkę. Słowo "dziecko" sprawiło, że natychmiast wytrzeźwiałam.
- Masz rację... Przepraszam.
- Nic się nie stało... Ale nie możesz topić zmartwień w alkoholu - kiwnęłam głową. Podeszłam do niego i mocno wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Po poliku spłynęła mi łza. Leo podniósł mój podbródek i delikatnie złożył na moich ustach pocałunek.

                                                                  * 3 miesiące później *

- Leo, spóźnimy się! - krzyknęłam. Stałam już z Suzie w przedpokoju i czekałyśmy tylko na niego.
- Chyba muszę jakoś wyglądać, nie? - wydarł się z sypialni. Przewróciłyśmy z córką oczami. Kucnęłam obok niej i poprawiłam kołnierzyk.
- Nie musisz wchodzić na salę...
- Ale chcę mamo.
- Jesteś pewna swojej decyzji?
- Myślę, że tak - uśmiechnęła się do mnie i pocałowała w policzek.
- I jak wyglądam? - spytał Leo. Wyglądał jak zawsze niesamowicie.
- Może być - posłałam mu buziaka.
- To możemy jechać - chwycił mnie za rękę. Droga do sądu była krótka. Samochodem przejechaliśmy dystans od domu Leo po cel naszego wyjazdu w 10 minut. Powolnym krokiem weszliśmy do budynku. Suzie w środku, a ja z Argentyńczykiem po bokach. Z daleka wyglądaliśmy jak prawdziwa rodzina. I taką chcieliśmy niedługo zostać. Czekaliśmy w zniecierpliwieniu na Colina i jego narzeczoną. Byłam trochę poddenerwowana, ale Leo dodawał mi otuchy. Po 20 minutach pojawili się. Mój jeszcze mąż wjechał na wózku inwalidzkim... Teraz, gdy minęło trochę czasu, było mi go strasznie szkoda. Ale jego mina sprawiała, że wszelkie sentymenty nie wchodziły w grę. Chciał wywalczyć pełne prawa do Suzie i wyjechać. Głos mojego prawnika wołającego nas na rozprawę trochę mnie uspokoił. Weszliśmy na salę i zaczęło się. Krótki wstęp i każde z nas zaczęło składać zeznania. Ucieszyłam się, gdy córka powiedziała, że chce ze mną zostać. Na sali byli moi bliscy, przede wszystkim piłkarze Barcelony. Potwierdzili, że jestem najlepszą matką na świecie i to ja powinnam mieć pełne prawa rodzicielskie. Po 2 godzinach męczarni wyszliśmy zadowoleni.
- Panie Messi, moje nazwisko Cooper - zaśmiałam się i podałam mu rękę. Coś powiedział pod nosem, ale nie zrozumiałam go. Spojrzałam na córkę. - Suzie, jesteś dzielną dziewczynką - pocałowałam ją w czoło.  Nigdy nie wiedziałam, skąd bierze się jej odwaga i wytrwałość, ale podziwiałam ją za to. Z sali wyjechał Colin. Patrzył na mnie z obrzydzeniem. Potrzebowałam 8 lat małżeństwa, żeby zobaczyć, jaki naprawdę był.
- Nie myśl sobie, że to koniec! - syknął.
- Ja wiem, że to koniec.
- Będę się widywał z córką.
- Wiem i nie mam zamiaru psuć waszych relacji. Ale widzenia będą tu, w Barcelonie, a nie w Stanach - uśmiechnęłam się do niego. Wyjechał a ja odetchnęłam z ulgą. - To co, idziemy na lody?
- Ja chcę śmietankowe! - krzyknęła Suzie.
- A ja czekoladowe - zaśmiał się Leo. Pocałowałam go i poszliśmy do lodziarni. Wieczorem wróciliśmy do domu. Byłam strasznie zmęczona. Argentyńczyk usiadł obok mnie i zaczął całować. Odepchnęłam go od razu. - Co jest?!
- Nie mam ochoty... - stwierdziłam ponuro.
- Dobrze...
- Nie bądź zły...
- Nie jestem - chwyciłam jego twarz w swoje dłonie i pocałowałam namiętnie. Oblizał usta. - Dobra... Może trochę jestem - zaśmiał się. Pocałowałam go kolejny raz. Teraz tak naprawdę. Było mi strasznie gorąco, ręce Leo błądziły po całym moim ciele. Kiedy oderwałam się od niego dla zaczerpnięcia tchu, poczułam, że mam czerwone poliki. Uśmiechnęłam się do piłkarza.
- A teraz?
- Chyba nie jestem.
- To dobrze - ostatni pocałunek w policzek. Trochę straciłam humor na myśl o poważnej rozmowie, jaką chciałam z nim przeprowadzić.
- Czemu jesteś smutna?
- Musimy pogadać...










































Jak wrażenia po "11" ? Wiem wiem, cieszycie się, że w końcu jest po Colinie xD Planuję jeszcze z 3-5 rozdziałów i chcę zakończyć ten blog :) Mamy niestety koniec wakacji i mam nadzieję, że zrozumiecie gdy rozdziały będą rzadziej :) Oczywiście co najmniej 1 w tygodniu będzie :) Nie zanudzam, dziękuję, że przeczytaliście i proszę o komentarz, że jesteście :)

czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 10

              Najcięższe zadanie miałam już za sobą. Porozmawiałam szczerze z Suzie. Było bardzo ciężko mówić córce, że jej ojciec może umrzeć albo zostać inwalidą. Ale była już duża. Zrozumiała wszystko i obiecała pomoc. Bałam się ją o nią poprosić, ale sama zaproponowała ją. Nie chciałam mieszać Leo do tego, wiedziałam jak reagował na Colina. Nienawidzili się, a widok Argentyńczyka, który niechętnie mi pomaga w ogóle nie mógł mieć miejsca przed moimi oczami. Nie mówiąc nic piłkarzowi, zabrałam Suzie i pojechałyśmy do szpitala. Robiłyśmy to od kilku dni, więc lekarze i personel znali nas. Codziennie przychodziłyśmy z nadzieją, że będziemy mogły zobaczyć męża/ojca wybudzonego. Mijały dni, ale jego stan się nie poprawiał. Weszłyśmy do jego sali. Była pusta. Żołądek miałam w gardle.
- Mamo, gdzie tatuś? - spytała. Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć. Przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki oddech.
- Możliwe, że przenieśli go na inny oddział, albo do innej sali... - byle nie do kostnicy, pomyślałam.
- Pani Black? - poczułam uścisk na ramieniu. Szybko odwróciłam się i zobaczyłam lekarza. Miał dziwną minę, taką... nic nie mówiącą.
- Gdzie jest mój mąż? - spytałam, bojąc się jego odpowiedzi.
- Spokojnie... - powiedział szybko widząc moją minę. - Pani mąż został przeniesiony - zaprowadził nas do nowej sali Colina. Otworzyłam drzwi. Nie był sam.
- Cześć Victor - uśmiechnęłam się i podałam mu rękę. Co drug dzień przychodził sprawdzić co z Colinem. Potrafił siedzieć godzinami w ciszy. Ja nie, ciągle musiałam coś robić, mówić, czymś się zajmować. W innym przypadku wariowałam.
- Witaj - uśmiechnął się. Podał rękę mi i Suzie.
- Czemu go przenieśli?
- Przebudził się - uśmiechnął się blado widząc moje zdziwienie. - Ale tylko na chwilę.
- Mówił coś? - usłyszeliśmy jakiś szept. Spojrzeliśmy w stronę łóżka. Colin próbował coś powiedzieć. Podeszliśmy do niego, przysunęłam się bliżej, żeby spróbować zrozumieć co mówi.
"Kelly... Kelly... Też cię kocham" - To było jak... Po prostu to było okropne. W oczach miałam łzy.
- Mirando? Może to nie tak?
- Victor... Nie pocieszaj mnie. Wszystko sb wyjaśnimy jak się przebudzi.
- Dobrze. Ja już pójdę - położył swoją dłoń na moim ramieniu i wyszedł. Spojrzałam na Suzie. Strach bił od niej na kilka kilometrów. Bała się podejść do ojca. Bała się spojrzeć na niego. Zawołałam ją do siebie, niechętnie przyszła.
- Co się stało? Czemu się boisz?
- Boję się, że tata umrze...
- Spokojnie, nie umrze. Słyszałaś Victora. Przebudził się już raz.
- A jeżeli tego po raz drugi nie zrobi? - też była taka możliwość, ale nie dopuszczałam jej do siebie.
- Kochanie, wszystko będzie dobrze - pocałowałam ją w czoło. Posiedziałyśmy jeszcze chwilę i wróciłyśmy do domu. Leo był jeszcze na treningu, więc miałyśmy cały dom dla siebie. Ugotowałam obiad i pomogłam Suzie w lekcjach. - A tak w ogóle, jak na hiszpańskim? - spytałam, gdy sięgnęła po zeszyt z tego języka.
- Wszystko już dobrze.
- Na pewno?
- Tak tak. Czy ty zostawisz tatusia?
- Dlaczego tak myślisz?
- Pani Isabel mówiła, że... Że teraz Leo będzie moim tatusiem...
- Suzie... Leo nigdy nie będzie twoim prawdziwym ojcem. A jeżeli mówimy o rozstaniu... To bardziej twój tata będzie tego chciał... - westchnęłam. - Poćwiczymy coś? Co masz jeszcze zadane?
- Angielski i matematyka.
- Matematyka? - spytałam unosząc brew. Kiwnęła głową i zaczęłyśmy odrabiać niby najgorszy przedmiot, a mój ulubiony. Zawsze lubiłam matematykę, dlatego poszłam na studia o tym kierunku. Ale szybko się ocknęłam, że nie chcę do końca życia siedzieć w szkole i sprawdzać sprawdziany. Potem narzekanie jaka ta matematyka zła i trudna... Muszę przyznać, że jak na 1 klasę, to materiał był trudny. Mnożenie i dzielenie... WOW! Sama miałam to dopiero w 3 klasie. Ciekawe co będzie, gdy Suzie pójdzie do gimnazjum.
- Mamo? - usłyszałam jej cieniutki głosik. - O czym tak myślisz? - ocknęłam się z transu matematycznego i uśmiechnęłam się do niej.
- O matematyce - zaśmiałam się.
- O Boże... Może dajmy sobie spokój? - pocałowała mnie w policzek i zabrała zeszyty. Po chwili wybiegła na dwór do znajomych. A ja miałam święty spokój. To znaczy... Moje ciało miało święty spokój. Bo dusza, rozum i serce miało pełno problemów. Po pierwsze: Colin. Czy wybudzi się i wyzdrowieje? Po drugie: Colin. Czy będzie chciał rozwodu? Ba. Na pewno tylko jak wyjdzie ze szpitala, złoży papiery rozwodowe. Po trzecie: Colin. Kim jest ta Kelly? Nie żebym była zazdrosna czy coś... A po czwarte: Leo. Miałam mu wiele do powiedzenia, ale nie miałam czasu. A właściwie chęci. Gdyby nie strach, powiedziałabym mu od razu wszystko. O wilku mowa. Usłyszałam przekręcanie klucza w zamku i otwieranie drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam Argentyńczyka całego mokrego. Spojrzałam na niego pytająco.
- Ice Bucket Challenge - odpowiedział trzęsąc się. Poszłam szybko do łazienki po ręczniki. Pocałował mnie w policzek w ramach podziękowania. Zaparzyłam kawę i usiadłam z powrotem na kanapie - Jest Suzie?
- Nie ma.
- To nawet lepiej - zaśmiał się i zaczął tańczyć przede mną. Kręcił biodrami w rytm nuconej piosenki zdejmując przy tym przemoczoną koszulkę. Rzucił ją za siebie i zajął się spodniami. Spojrzał na mnie łobuzersko. Widział błysk w moich oczach i wielką chęć na niego, ale nie potrafiłam tego zrobić. Podszedł do mnie w samych bokserkach i zacząć całować. Odepchnęłam go, gdy zaczęłam odlatywać. - Co jest?
- Czy ty musisz o jednym myśleć?! - krzyknęłam pod wpływem emocji. Wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić. - Przepraszam.
- To, że twój były mąż jest w szpitalu, nie znaczy, że musimy być niewiniątkami.
- Po pierwsze, mój obecny mąż, po drugie nie potrafię tak zapomnieć się Leo... Wiesz doskonale, że Colin jest dla mnie ważny - odsunął się ode mnie i poszedł w stronę kuchni. Przewróciłam oczami i pobiegłam za nim. Przytuliłam się do jego pleców. - Przepraszam... Po rozwodzie, wszystko ci wynagrodzę.
- Tyle mamy czekać?!
- W sumie masz rację... To chociaż zaczekajmy, póki Colin nie wyjdzie ze szpitala, dobrze? - udawał, że się zastanawiał. - Oj proszę...
- No dobra... Tak w ogóle, mam genialny pomysł - powiedział zadowolony. Wziął kawę i poszedł do salonu. - Przeprowadzacie się do mnie - wyszczerzył się.
- Słucham?! - zakrztusiłam się gorącą kawą. Poparzyłam sobie usta i przełyk.
- Ty i Suzie zamieszkacie u mnie.
- A ten dom?
- Zostawisz dla Colina.
- On pojedzie pewnie do swojej laluni - powiedziałam cicho.
- Do kogo?
- Do nowej dziewczyny! - krzyknęłam.
- Jesteś zazdrosna - zaśmiał się.
- Nie jestem...
- Teraz wiesz, jak on się czuł przez ostatnie miesiące.
- Musisz mnie bardziej dołować?
- Oj przepraaaszaaam - pocałował mnie namiętnie. Pogładził mnie po policzku. - Może już wcześniej się domyślał, albo to on pierwszy zaczął - uśmiechnął się Leo.
- Prędzej to drugie... Ale kim ona może być?!
- Może jakaś koleżanka z pracy?
- Czuję, że będzie walka - westchnęłam.
- Jaka walka?
- O Suzie...
- Dlaczego tak myślisz?
- Zdradziłam go, on będzie chciał zapewne wyjechać i zabrać dziecko. A ja tego nie przeżyję Leo - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Spokojnie. Poradzimy sobie - pocałował mnie w czoło. Siedzieliśmy wtuleni w siebie. - Może to nieodpowiedni moment, ale dostałaś nominację - zaśmiał się.
- O nie... Od kogo?
- Enrique, Pique, Alves i Suarez - wyszczerzył się.
- Zabiję ich wszystkich.
- Od kogo zaczniemy?
- Suarez, i tak jeszcze nie pogra, więc możemy mu coś zrobić - zaśmiałam się.
- Widzę, że humor ci wrócił - pogładził mnie po policzku.
- Przy tobie zawsze jest lepiej - spojrzałam mu prosto w oczy i przegryzłam wargę. Przełknął głośno ślinę. Długo nie wytrzymaliśmy. W jednej chwili prawie płakałam i bałam się o przyszłość, w drugiej byłam w objęciach najlepszego faceta na świecie. - Mieliśmy poczekać - zaśmiałam się, gdy Leo drżącymi rękami próbował rozpiąć moje spodnie.
- Mam to gdzieś - wyszczerzył się i wrócił do roboty. Nie zdążył nawet wziąć mnie na ręce, gdy rozległ się dźwięk telefonu. Piłkarz załamany rzucił się na łóżko i zaczął krzyczeć. Posłałam mu całusa i pobiegłam po telefon. Numer był mi nieznany, więc niepewnie odebrałam.
- Halo?
- Pani Black? - usłyszałam męski głos po drugiej stronie.
- Tak, a kto pyta?
- Przepraszam, z tej strony doktor Eric Adams.
- Aaa..  Czy coś się stało? - spytałam niepewnie. Leo przyglądał mi się próbując rozszyfrować moją minę.
- Proszę jak najszybciej przyjechać do szpitala.
- Ale... - koniec rozmowy. Spojrzałam lekko oszołomiona na Argentyńczyka.
- Co jest? - spytał.
- Nie wiem... Ale lekarz miał nieciekawy głos. Jedziemy do szpitala.




















Mamy jubileuszową 10 :) Cieszę się, że dalej czytacie ten blog :) I mam ogromną prośbę :D
Jesteś tu - daj komentarz :) Wyraź w nim swoje uwagi, opinię :) Każdy komentarz czytam i biorę do serca, więc są one ogromną motywacją dla mnie :)

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 9

             Pisk opon, krzyk, ogromne zamieszanie... To zapamiętałam najlepiej z tamtego wydarzenia. Stałam na chodniku i patrzyłam prosto na bezwładnie lecące nad maską ciało Colina. Żołądek miałam w gardle. Potem odgłos łamiących się od upadku kości. A ja? Tylko stałam i nie mogłam się ruszyć. Spojrzałam na Leo. Jego mina była okropna. Kątek oka widziałam, że mój mąż oddycha. To było jak uderzenie w twarz. Nagle oprzytomniałam i pobiegłam do niego. Kierowca samochodu już stał przy nim. Rzut oka na Leo, dalej nic nie robił.
- No rusz się i zadzwoń po pogotowie! - krzyknęłam automatycznie ze łzami w oczach. Spojrzałam na zmasakrowane ciało męża. Dotknęłam delikatnie jego policzka i łzy same spłynęły mi po poliku. A potem najgorsza rzecz jaka mogła się wydarzyć. Miejsce, gdzie do tej pory stał Leo zajęła Suzie. Patrzyła na swojego ojca ze strachem w oczach. Całe szczęście Argentyńczyk odciągnął małą, żeby nie widziała tego. Po chwili przyjechała karetka i jakoś szybko to minęło. Bezpiecznie przenieśli Colina do pojazdu, powypytywali co się stało i pojechali do szpitala. Leo zabrał Suzie do Andresa, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. Zachował zimną krew i zajął się moją córką. Kiedy karetka zniknęła za zakrętem zobaczyłam mężczyznę siedzącego na krawężniku z głową schowaną w dłoniach. Usiadłam obok niego ścierając łzy.
- Tak mi przykro... - wyszlochał. - Ja nie chciałem... Jechałem wolno przecież.
- Rozumiem pana.
- Ja nie chciałem... On tak nagle wyskoczył na ulicę, a ja od razu zacząłem hamować...
- Już spokojnie. On żyje - sama w to nie mogłam uwierzyć, ale Colin przeżył to zderzenie.
- Matko boska... Przecież ja pójdę do więzienia, a nie mogę... Mam trójkę dzieci do wychowania - szlochał.
- Niech się pan uspokoi, wstawię się za panem i nie pójdzie pan do więzienia - spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami, teraz czerwonymi od płaczu. Gdyby nie ta sytuacja, gdybym była samotna, stwierdziłabym, że mężczyzna to niezłe ciacho i na pewno próbowałabym nawiązać z nim znajomość. Ale nie było czasu teraz na to.
- Zawiozę panią do szpitala...
- Dobrze.
Pojechaliśmy do szpitala, który wskazał nam ratownik z karetki. Przestraszony kierowca jechał bardzo wolno, bał się powtórki sprzed godziny. Ale nie miałam mu tego za złe. Rozumiałam co teraz czuje. Kilka minut później byliśmy na miejscu. Szybko wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy do szpitala. Wysłałam Leo SMSa, że jestem u Colina. Mężczyzna poszedł usiąść, a ja podeszłam do recepcji.
- Szukam męża... - zaczęłam niepewnie. Kobieta za ladą spojrzała na mnie i przewróciła oczami.
- Nazwisko?
- Black. Colin Black. Przywieźli go z wypadku.
- Tak, widzę.
- Co z nim?
- Jest na chirurgii, zaraz będzie miał operację - zrobiło mi się słabo, poszłam usiąść koło kierowcy.
- I jak? - spytał.
- Właśnie ma operację...
- Może to nieodpowiedni moment, ale jestem Victor - podał mi rękę.
- Miranda - odpowiedziałam na jego gest i próbowałam uśmiechnąć się. Po godzinie przyjechał Leo. Podeszłam do niego i mocno go przytuliłam. Pocałował mnie w głowę.
- Będzie dobrze.
- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że nas nakrył. To koniec...
- Ale czy tego nie chcieliśmy? - wyciągnął mnie na długość ramion i spojrzał mi w oczy. - Przecież chciałaś zakończyć to małżeństwo.
- Ale nie tak...
- Wiem... - drzwi od sali operacyjnej otworzyły się i wyszedł przez nie zmęczony lekarz.
- Pani... - spojrzał na jakiś dokument. - Pani Black? - podeszłam do niego zdenerwowana. Leo szedł za mną, Victor jako ostatni w rzędzie.
- Co z moim mężem? - spytałam przerażona.
- No niestety nie mam dobrych wiadomości. Wypadek był bardzo poważny i pani mąż ma złamany kręgosłup - cios w samo serce. - Oprócz tego nogi i kilka żeber - Przełknęłam gule w gardle.
- Czy... - odchrząknęłam. - Czy on będzie chodził? Czy w ogóle będzie normalnie żył?
- Nie mogę tego obiecać niestety. Możliwe, że pani mąż będzie jeździł na wózku inwalidzkim. Jeżeli wybudzi się ze śpiączki.
- Jakiej śpiączki?!
- Podczas zderzenia doszło do uszkodzenia tworu siatkowatego. Pacjent powinien się wybudzić, ale naprawdę nie mogę tego obiecać.
- Dziękujemy - odparł Leo. Ja nie byłam w stanie nic powiedzieć, nawet ruszyć się. Dopiero silne ramiona Leo zmusiły mnie do ruchu. Poszłam nieprzytomna za nim. Zauważyłam tylko policję wchodzącą do budynku. Podeszłam do jednego z nich i opowiedziałam w jak największym skrócie to co się wydarzyło i poprosiłam o uniewinnienie Victora. Dobrze, że Suzie tutaj nie ma, nie uspokoiłabym jej. Właśnie, Suzie..
- Gdzie jest mała? - spytałam Leo.
- U Andresa, nie pamiętasz?
- Pytała o Colina? - patrzyłam nieprzytomnym wzrokiem przed siebie.
- Powiedziałem, że miał wypadek i jest w szpitalu, ale od razu dopowiedziałem, że niedługo wyjdzie - spojrzałam na niego i przyciągnęłam do siebie. Pocałowałam go.
- Dziękuję - powiedziałam przez łzy.
- Za co?
- Za to, że jesteś teraz ze mną... Będę musiała zaopiekować się Colinem... Chyba nie powinniśmy... Nie powinniśmy być teraz razem. Musimy odpocząć. Moje częste kontakty z mężem popsują naszą relację... - zatrzymał się i spojrzał na mnie zszokowany.
- Ty chyba sobie żartujesz! - krzyknął. - Nie zostawię cię teraz. Nigdy cię nie zostawię. Kocham cię i pomogę ci z mężem.
- Nie chcę, żebyś robił coś, wbrew woli.
- Nie będę... To przeze mnie Colin tu jest i nie chcę mieć na sumieniu, że mu nie pomagałem - pocałowałam go w obojczyk i rozluźnił się trochę.
- Chodź do domu... Odbierzemy Suzie i odpoczniemy, bo czekają nas ciężkie chwile - westchnęłam i wyszliśmy ze szpitala.


























Ha, i przyznać się, kto myślał, że to właśnie tak się skończy? :) Przepraszam, że krótko, ale chcę trochę więcej rozdziałów napisać :) Ale obiecuję, że jubileuszowa "10" będzie długa :) I zauważyłam, że teraz pełno naszego Colina w jakiś reklamach w internecie xd

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 8

- Misiu, pora wstawać - usłyszałam głos Leo.
- Jeszcze minutkę... - nawet nie otworzyłam oczu. Pragnęłam tylko jednej rzeczy w tym momencie - snu.
- Ok, ale ja nie odpowiadam za to, że spóźnisz się do pracy - zaśmiał się i poszedł do łazienki. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na zegarek: 7:27. Szybko oprzytomniałam i wstałam z łóżka. Po drodze uderzyłam się w stół, ale to mnie nie zatrzymało.
-LEO! - krzyknęłam przez zęby i pobiegłam do kuchni coś zjeść. Słyszałam tylko jego śmiech. Z kanapką w ustach poszłam obudzić Suzie, która o dziwo już była na nogach. - Ty już wstałaś? - spytałam w totalnym szoku.
- Mamo, od pół godziny nie śpię. Leo mnie obudził.
- A no tak... Spakowana?
- Jak zawsze.
- Dobra, w kuchni masz śniadanie - Argentyńczyk wyszedł z łazienki. Zmroziłam go wzrokiem i szepnęłam do ucha: "Celibat miesięczny". Na początku się śmiał, ale po chwili dotarło do niego, że nie żartuję. Wbiegłam do łazienki i w tempie błyskawicznym wyszykowałam się do wyjścia. Wzięłam z przedpokoju torbę i już chciałam wyjść, ale ani Leo ani Suzie nie czekali. Obróciłam się za siebie, ale nie było ich. Przeszłam przez salon, łazienkę, pokoje, znalazłam ich. Byli w kuchni i obmyślali jakiś plan. Zauważyli mnie i szybko zaprzestali rozmowy.
- Co wy kombinujecie?
- Nic mamo - odpowiedziała rozbawiona Suzie. Spojrzałam na Leo ale pokazał tylko zamykane usta na kluczyk. Westchnęłam głośno.
- Idziecie z buta, czy wolicie samochodem?
- Samochodem - odparli chórem.
- W takim razie wychodzimy - Leo puścił oczko do Suzie i dumnym krokiem gęsiego wyszli z domu. Dzisiaj dzień był bez korków na ulicy, więc Leo nie miał powodów do złości. Jechał inną drogą niż zwykle, zdziwiło mnie to.
- Leo, szkoła jest w przeciwną stronę.
- Ale Suzie dzisiaj nie idzie do szkoły.
- Słucham?! - spojrzałam na niego wściekła.
- Obiecałem jej, że pozna zespół, a niedługo mamy wyjazdowy mecz w Madrycie i nie będzie mnie kilka dni.
- Podjąłeś decyzję za mnie!
- Uspokój się, proszę... - siedziałam w fotelu zwrócona w stronę szyby. Nie chciałam patrzeć na Leo ani z nim rozmawiać... W tamtym momencie nie chciałam go znać! A przecież tak bardzo go kochałam... Ale podważył moje zdanie. Ba, nawet mnie o nie nie zapytał. Kilka minut później byliśmy na miejscu. Szybko wysiadłam z auta i skierowałam się do przychodni. Leo chwycił mnie za łokieć. - Luis chce się z tobą widzieć.
- A po co?
- Mnie się pytasz? Powiedział, że mam ciebie do niego zawołać i tyle - No pięknie. Też był wkurzony sytuacją sprzed paru chwil. Poszłam do biura Luisa, Leo z Suzie poszli na stadion. Niepewnym krokiem podeszłam do drzwi i zapukałam.
- Szef mnie wzywał? -spytałam całkiem poważnie.
- Musimy pogadać... Nie jest dobrze.
- Co to znaczy?
- Pod twoim okiem Gerardowi stało się coś i zarząd chce, żebym cię zwolnił. To znaczy... Podał haka na ciebie.
- Ale... To niemożliwe...
- Chodź przejdziemy się... - poszliśmy na stadion. Opowiadał mi o wszystkim, a ja miałam łzy w oczach. Nie wiedziałam, co zrobię bez pracy. Przystanęliśmy na środku stadionu. Podszedł do mnie i mnie przytulił. Pokazał mi, że mam w nim wsparcie. - Będzie dobrze - uśmiechnął się do mnie.
Odwróciłam się i... Zobaczyłam całą drużynę na czele z Suzie i Leo. Śmiali się, ale nie wiedziałam z czego.
- Sto lat, sto lat... - zaczęli śpiewać i łzy same popłynęły mi po polikach. Spojrzałam zszokowana na Luisa. Cały był czerwony ze śmiechu. Uderzyłam go w klatkę piersiową i poszliśmy do chłopaków. Na śmierć zapomniałam o swoich urodzinach...
- Wszystkiego najlepszego Mir - piłkarze podchodzili do mnie i składali życzenia.
- Ja nie obchodzę urodzin - zaśmiałam się. - Wtedy wiem, że się starzeję... Całe szczęście jesteście bez prezentów, bo inaczej zabiłabym was.
- Dla mnie zawsze będziesz młoda i piękna - szepnął mi do ucha Leo. Zaraz po tym były gwizdy, ale Argentyńczyk uspokoił swoich kolegów. - Jeżeli jesteśmy już przy prezentach... - Spojrzałam na piłkarzy, którzy odsłonili stół z tortem i czymś leżącym obok. Podeszłam bliżej i oniemiałam.
- Mir - zaczął Luis. - Razem z zarządem pragniemy podpisać z tobą pięcioletni kontrakt - uśmiechnął się. - Zrobiłaś dla nas tyle, że trzeba cię nagrodzić. Oczywiście mówimy też o premii - podeszłam do niego i podziękowałam. Zjedliśmy tort, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, jak starzy przyjaciele. Kilka godzin później rozeszliśmy się do domów. Siedziałam zmęczona w fotelu i słuchałam muzyki. Suzie siedziała u siebie w pokoju i grała na komputerze, Leo gdzieś wyszedł. Prawie zasnęłam, ale obudziło mnie trzaśnięcie drzwiami. Obróciłam się i spojrzałam śpiącymi oczami na drzwi. Argentyńczyk wrócił skądś, ale nie był zadowolony. W ręce trzymał gazetę.
- Co się stało? - spytałam. Nie odpowiedział, tylko rzucił w moją stronę MD. Już na pierwszej stronie poznałam powód, dlaczego Leo był wściekły. W oczy rzucał się napis: "Lionel Messi w końcu znalazł ukochaną?" Na zdjęciu staliśmy razem i patrzyliśmy sobie w oczy. Zdjęcie wykonane pewnie gdy byliśmy gdzieś przy Camp Nou. Podeszłam do Leo i pocałowałam w obojczyk. Trochę się rozluźnił. - Poradzimy sobie jakoś z tym...
- Nie chodzi o to. Ja po prostu wiem, czyja to sprawka.
- Isabel? - kiwnął głową. - Ale dlaczego?
- Z zemsty. Domyśliła się, że coś między nami jest i teraz to chce zniszczyć... - Pocałowałam go. Objął mnie w talii i przytulił. Pocałował w czoło i odsunął się. - Poczekaj chwilę - zniknął za rogiem. Po chwili pojawił się z jakąś paczką. Spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Wiesz, że nie lubię prezentów...
- Ten ci się spodoba - uśmiechnął się i podał mi paczkę. - To ode mnie i Suzie - otworzyłam opakowanie i uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Rzuciłam paczkę w kąt i trzymałam teraz koszulkę FC Barcelony z napisem Messi na plecach. - Żeby wszyscy niedługo wiedzieli, że jesteś moja - pocałował mnie w policzek. - A tu... - wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko. - Coś tylko ode mnie - podał mi je, a ja jak głupia wpatrywałam się w nie, tak jakbym miała rentgen w oczach.
Wzięłam głęboki oddech i rozpakowałam tajemnicze pudełko. A w środku...
- Jest piękny Leo... - do rąk wzięłam piękny naszyjnik z czerwonymi rubinami. - Ale nie mogę go przyjąć...
- Nie możesz, to racja. Ty musisz go przyjąć.
- Nie Leo... Na pewno kosztował fortunę...
- Mnie stać na prezenty dla ukochanej, spokojnie - uśmiechnął się. Podszedł do mnie i wziął naszyjnik. Obszedł mnie i zabrał włosy z szyi. Przy okazji złożył na niej pocałunek, przymknęłam oczy i zadrżałam. Po chwili poczułam ciężar. Otworzyłam oczy i podeszłam do lustra. - Pięknie wyglądasz - wymruczał mi do ucha. Złapał mnie w talii i podniósł. Spojrzał mi prosto w oczy. Wyglądał bardzo poważnie. - Jesteś dla mnie wszystkim - Zaniósł mnie do sypialni i zaczął rozbierać. Zawisł nade mną i spojrzał dzikimi oczami na mnie. Jego słowa ciągle obijały mi się po głowie. Byłam w samej bieliźnie, tak jak Leo gdy nagle... ktoś otworzył drzwi. Nie była to Suzie, lecz Colin. Spojrzał na mnie ze wstrętem, obrzydzeniem i złością w oczach. Wyciągnął torbę z szafy i bez słowa zaczął się pakować.
- Colin... - zaczęłam, ale nie wiedziałam co mu powiedzieć. Spojrzałam na Leo, miał zadowoloną minę. W końcu doczekał się mojego rozstania z mężem. - Co ty tu robisz... Miałeś wrócić jutro...
- Chciałem zrobić ci niespodziankę... Ale ktoś inny chyba miał dla ciebie lepszy prezent - powiedział sarkastycznie. Ręce trzęsły mi się. Mąż spojrzał na Leo jakby chciał go zabić. Bo pewnie tak było, ale nie przyjmowałam tej wersji do siebie. Colin skierował się do wyjścia, ja szybko ubrałam się i pobiegłam za nim. - Nie chcę tak tego kończyć! - Leo spokojnie ubrał się, a ja wybiegłam z domu. Zdążyłam tylko krzyknąć. - COLIN!


















































Przeczytaliście 8 rozdział :) Mam nadzieję, że się podobał :) Przepraszam, że krótki, ale jakoś weny na niego nie miałam :/ Może następne będą lepsze :)

środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 7

             Rano obudziłam się przy mężczyźnie mojego życia. Leo wyglądał cudownie kiedy spał. Powoli zsunęłam się z łóżka i poszłam zaparzyć kawę. Oparłam głowę o szafkę i zamknęłam oczy. Nie chciało mi się robić kompletnie nic. Poczułam, że ktoś chwyta mnie za talię. Przeszedł mnie ogromny dreszcz, od palców po czubek głowy. Potem delikatny pocałunek w szyję i kolejna fala przyjemności.
- Uciekłaś mi - szept, a właściwie mruczenie do ucha i kolana ugięły się pode mną. Leo podniecał mnie bardziej niż Colin przez całe życie. Nie było to efektem zdrady, lecz namiętności jaką mnie darzył. Wiedział, że oddam mu się cała gdy tylko będzie okazja.
- Wiem, kawę musiałam zrobić - pocałowałam go w policzek i wyszłam z kuchni.
- Co dzisiaj robimy? - poszedł posłusznie za mną do salonu. Usiadłam i podałam mu kubek z kawą.
- Ty idziesz na trening, ja do szkoły - westchnęłam.
- Nie pójdziesz sama.
- Dlaczego?
- Nie znasz hiszpańskiego, a nauczycielka na pewno będzie gadała tobie głupoty. Pójdę z tobą - wyszczerzył się do mnie.
- O nie nie... To nie jest dobry pomysł - spojrzał na mnie smutnymi oczami. - Zaraz zlecą się tłumy do ciebie i wyda się nasz romans.
- To będziemy uważać, a ja się przebiorę.
- No nie wiem... A trening?
- Przecież nic się nie stanie jak nie pójdę - uśmiechnął się do mnie.
- Obudzę Suzie i razem pojedziemy - przewróciłam oczami. Kiedy wstałam chwycił mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Wylądowałam na nim. Spojrzał na mnie głodnymi oczami, wiedziałam co chciał zrobić. Starałam się wyrwać, ale był silniejszy. Złożył pocałunek na mojej szyi i schodził coraz niżej. Oderwałam jego głowę od mojego podbrzusza. Uśmiechnął się łobuzersko i puścił mnie. Na koniec szepnął tylko: "Dokończymy później". Poszłam do pokoju córki chwiejąc się i starając uspokoić oddech.
Droga do szkoły trochę nam zajęła, w Barcelonie były ogromne korki. Za kierownicą siedział Leo. Łokieć uparty miał o szybę, siedział cały poddenerwowany. Nie cierpiał korków, a tu staliśmy już godzinę. Dotknęłam jego kolana i puściłam oczko. Rozluźnił się trochę i spojrzał w odbicie Suzie w lusterku. Uśmiechnął się do niej.
- Niedługo będzie po wszystkim - mała mu nie odpowiedziała. - Wszystko wyjaśnimy sobie z nauczycielką i będziesz mogła błyszczeć swoją wiedzą - uśmiechnął się szeroko.
- Oby - westchnęła.
Po kolejnej godzinie byliśmy pod szkołą. Razem z córką weszłyśmy do środka, Leo w tym czasie parkował samochód. Chwilę szukałyśmy klasy i w końcu trafiłyśmy. Odesłałam córkę do koleżanek, chciałam sama wszystko załatwić. Zapukałam do drzwi i weszłam do środka. Widok nauczycielki mojej córki ogromnie zdziwił mnie. Spodziewałam się starej kobiety z lekką opalenizną, chrypiącym głosem, ale pomyliłam się. Przede mną stała piękna brunetka o długich nogach. Była wyższa ode mnie może o dwa centymetry, ale z daleka wyglądała na bardzo wysoką kobietę. Była typową hiszpanką. Ciemne oczy, ciemne włosy i karnacja dodawały jej jeszcze więcej punktów do oceny ogólnej.Podeszłam do niej, przełknęłam ślinę i wystawiłam rękę.
- Miranda Black - spojrzała na mnie i odwzajemniła uścisk ręki.
- Mama Susanny... Isabel Muniz. Miło mi poznać - uśmiechnęła się sztucznie. Moja pierwsza ocena? Zwykła siksa, szmata. Ale czasami pozory mylą.
- Mnie również. Chciałam z panią porozmawiać.
- Domyślam się. Suzie jest bardzo zdolną uczennicą.
- W takim razie skąd takie oceny z pani przedmiotu? - w tym momencie do sali wszedł Leo. Uśmiechnął się do mnie i spojrzał na nauczycielkę stojącą za mną. Widziałam konsternację w jego oczach. Nauczycielka była ideałem każdego faceta. Ale nie o to chodziło piłkarzowi.
- Leo - usłyszałam zadowolony głos kobiety.
- Cześć Is - Leo lekko się uśmiechnął i podszedł przywitać się, jak było widać, ze starą znajomą. - Mir, to jest Is, moja... koleżanka - zawahał się.
- Zdążyłam panią poznać Leo - chciałam chwycić go za rękę, ale w połowie drogi powstrzymałam się. Mieliśmy przecież udawać znajomych. Ale Isabel zauważyła to i uśmiech jej zrzedł.
- Is, co ci nie pasuje w Suzie?
- Twoja córka to jest?
- Nie, Mirandy.
- To po co tu przyszedłeś?
- Chciałem pomóc znajomej. Nie spodziewałem się ciebie... Myślałem, że wyjechałaś do Francji...
- I tak było, ale wróciłam. Kurcze, co za spotkanie - znowu uśmiechnęła się do Argentyńczyka.
- Czemu czepiasz się małej?
- Ja się nie czepiam, tylko ją uczę. Suzie jest bardzo zamknięta w sobie. Siedzi sama pod klasą, w ławce...
- A dziwi się pani?! - krzyknęłam. Leo poklepał mnie po ramieniu, żebym wyluzowała. Wzięłam głęboki oddech i uspokoiłam się. - Mieszkamy tu raptem trzy miesiące. Moja córka jest jeszcze mała, ciężko jej było z przeprowadzką.
- To po co w ogóle się przeprowadzaliście? - spytała pewnym tonem. Jednak nie myliłam się. To zwykła szmata.
- Is, odpuść. I Mirandzie i Suzie.
- Jaki stanowczy. Szkoda, że taki nie byłeś cztery lata temu - posłała mu ostre spojrzenie. Będziemy mieli długą pogawędkę, pomyślałam.
- Isabel, proszę. Co ci ona przeszkadza? Mała jest bardzo zdolna!
- Aż za bardzo - powiedziała cicho. - Dobra, ale nie zamierzam jej dawać mniejszego materiału z powodu nieznajomości języka. Ma sobie radzić.
- Dziękuję - powiedziałam i skierowałam się w stronę drzwi.
- Leo... - powiedziała nauczycielka. - Mogę cię na chwilę prosić? - Dał mi kluczyki i poszłam z Suzie do samochodu.

                                                                       * Leo *

- Co się stało? - spytałem przez zaciśnięte zęby. Chciałem wrócić do mojej ukochanej. Nie miałem ochoty wracać do przeszłości.
- Nowa panienka?
- Wal się, nie twoja sprawa!
- Jaki niegrzeczny... A cztery lata byłeś taki posłuszny jak piesek - zaśmiała się. - Zmuszałam cię do wszystkiego, a ty tylko kiwałeś głową. Nawet postawić się nie umiałeś!
- Spasuj, bo będzie zaraz naprawdę z tobą źle...
- Wiedziałeś, że sypiam z kimś innym, ale nie miałeś odwagi mnie zostawić - szyderczo uśmiechnęła się. No cóż... taka była prawda. Za bardzo byłem w niej zakochany, by powiedzieć "dość". - Nawet nie wiesz, jaki jesteś słaby w łóżku... Poza tym byłeś taki nudny tą swoją miłością... Ty myślałeś, że to na serio? - nie odpowiedziałem, tylko zacisnąłem pięści. Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale nie odważyłem się. Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z klasy. Usłyszałem za sobą: "jeszcze się spotkamy". Szedłem szybkim krokiem w stronę samochodu. Dziewczyny już tam były. Wszedłem do samochodu i wziąłem głęboki oddech. Mir spojrzała na mnie swoimi pięknymi ciemnymi oczami, ale nie chciałem teraz jej tego tłumaczyć. Potrzebowałem czasu. Uśmiechnąłem się tylko do niej i pojechaliśmy do jej domu.

                                                                     * Miranda *

Poprosiłam Suzie, żeby poszła gdzieś z koleżankami, chciałam zostać z Leo. Mieliśmy w inny sposób spędzić popołudnie, ale nie było wyjścia i musieliśmy porozmawiać o tym, co zaszło w szkole. Leo cały czas chodził roztrzęsiony. Poszedł po czwarty kubek kawy, ale wygoniłam go z kuchni.
- Nie możesz tyle kawy pić...
- Jak się denerwuję, to piję.
- Masz mi wszystko opowiedzieć - usiadł obok mnie i dotknął mojego kolana.
- Wolę inaczej spędzić wolny czas... - odepchnęłam go i zmroziłam wzrokiem.
- Mów. Wszystko.
- Jak się domyślasz, Is to moja była...
- To wiem, ale co było cztery lata temu?
- Byliśmy szczęśliwą parą... Przynajmniej ja tak myślałem. Na początku było bosko.
- A potem?
- Potem mnie zdradziła... Myślała, że nie wiem o tym... Już wtedy powinienem był ją zostawić, ale... za bardzo ją kochałem... Chciałem się z nią ożenić, mieć dzieci i takie tam... Dowiedziała się, że wiem o jej drugim życiu. Kiedy zauważyła, że żadnych kazań jej nie prawię, zaczęła zdradzać mnie częściej z coraz większą ilością osób.
- Jak zerwaliście?
- Nakryłem ją z jakimś facetem w moim łóżku. Powiedziała, że wyprowadza się z Lucasem bodajże do Paryża i tam będzie mieszkała. Przez jakiś czas czułem ból, ale Andres kazał mi o niej zapomnieć i pozbierać się...
- Udało mu się - uśmiechnęłam się lekko.
- Tak - odwzajemnił uśmiech. Przysunęłam się do niego i położyłam jego rękę z powrotem na moje kolano. Pojechał dłonią wyżej, a ja zaczęłam coraz szybciej oddychać. Uśmiechnął się jeszcze szerzej i już nic nie było w stanie go powstrzymać. Zdjął koszulkę i rzucił za siebie. Przyciągnął mnie bliżej siebie i zaczął całować. Błądziłam dłońmi po jego klatce piersiowej. Uwielbiałam jego mięśnie, a on to wykorzystywał. Zdarł ze mnie koszulkę i szybkim ruchem zdjął jeansy. Spojrzał na moje ciało i oczy same zaczęły mu błyszczeć z podniecenia. Zdjął jednym ruchem spodnie i bokserki. Przytrzymał moje ręce i... zaczął. Jęczałam z rozkoszy, dopóki nie zacząć w swoją robotę wkładać dużo siły. Z każdym ruchem sprawiał mi coraz więcej bólu.
- Leo - wydyszałam. - Zwolnij...
Dostosował się do mojej prośby, kochaliśmy się w "normalnym" tempie. Jęczałam i wiłam się pod nim jak wariatka. Doprowadzał mnie do furii, ale w pozytywnym znaczeniu.
Spałam wtulona w mojego ukochanego. Decyzja podjęta. Będę musiała chyba wymyślić mowę pożegnalną, którą skieruję do... Colina. Tak... To z Leo chcę spędzić resztę życia. Te miesiące i wydarzenia uzmysłowiły mi, jaka byłam nieszczęśliwa z moim mężem.
























Oto 7 rozdział :) Dzięki za głosy w ankiecie :) Cieszę się, że chcecie, żebym dalej pisała :3 Taki krótki, ale myślę, że ciekawy rozdział :) I oto piosenka, dzięki której powstał, która dodała mi ogrooomnej weny :) Jako dusza muzyka xD Wolę wersję tylko instrumentalną :D
"Tango-Roxanne" Coś pięknego :) I oczywiście zapraszam na 8 :)

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 6

             Obudziłam się rano, wyspana jak nigdy. Suzie leżała wtulona we mnie. Spojrzałam na zegarek, była 6:38.
- Suzie, pora wstawać.
- Jeszcze pięć minut... - powiedziała zmęczonym głosem.
- Za pięć minut będziesz umyta... Suzie, spóźnisz się do szkoły.
Łaskawie wstała, choć widziałam po jej minie, że nie odezwie się do mnie przez cały dzień. Poszłam zrobić kanapki. Przy okazji odebrałam SMSa, którego dostałam wczoraj wieczorem od Enrique:
"Dzisiaj potrenujesz chłopaków, ja mam sprawę rodzinną. Dzięki Mir. Miłej zabawy i daj im popalić". Jak głupia uśmiechałam się do ekranu komórki. Byłam już w kuchni. Otworzyłam lodówkę i westchnęłam głośno. Znowu była prawie pusta. Wyciągnęłam dżem morelowy i truskawkowy. Dzisiaj śniadanie na słodko, pomyślałam. Mała przyszła po chwili i pochłonęła cztery kanapki. Uwielbiała dżemy. Kiedy ona jadła, ja poszłam się umyć. Dziesięć minut i byłam gotowa do wyjścia. Poszłam do salonu i spojrzałam na córkę, była bardzo przygnębiona.
- Masz dzisiaj hiszpański? - spytałam od razu. Kiwnęła głową. - Zadzwonię do Leo, jutro przyjdzie i pouczy cię - od razu poprawił jej się humor. Zeskoczyła z kanapy i poszła ubrać buty. Szkoła mieściła się 10 minut drogi od naszego domu. A kilka przecznic dalej znajdowało się Camp Nou - miejsce gdzie pracuję. Córka poszła do szkoły, ja na stadion. Dzisiaj miałam pomagać na treningu co mnie bardzo ucieszyło, uwielbiałam spędzać czas z piłkarzami, a nie sama w czterech ścianach. Ledwo co weszłam na CN, a już usłyszałam śmiechy chłopaków.
- Cześć Mir! - krzyknął Jordi Alba. Przybiegł uściskać mnie i zabrać do kolegów.
- Jordi, wolniej! - piłkarz biegł ze mną po całym stadionie. Zwolnił dzięki Bogu. Po chwili byliśmy na środku boiska. Stadion... No cóż, był piękny. Uśmiechnęłam się szeroko, bowiem zawsze chciałam go zobaczyć na żywo, a teraz nawet tutaj pracuję. Spojrzałam na piłkarzy.
- Hej - powiedział Dani Alves i pocałował mnie w policzek.
- Cześć chłopcy. Dzisiaj ja prowadzę wam trening - zaniemówili. Wszelkie pogaduszki skończyły się, a piłkarze wpatrywali się we mnie zdziwionym wzrokiem. - Luis nic wam nie mówił?
- Wspominał, że przyjdziesz na trening i tyle - powiedział Xavi. Kątem oka dostrzegłam Gerarda Pique stojącego z dala od kolegów.
- Dobra, najpierw trzy kółeczka wokół boiska - chłopcy zaczęli jęczeć, ale nie dałam się. - Andres, mogę cię prosić?
- Pewnie - uśmiechnął się. - Co jest? - poczekałam, aż gracze trochę odejdą.
- Co się dzieje z Pique?
- A co ma być?
- Nie udawaj, że nie widzisz tego, strasznie smutny jest - od razu posmutniałam i ja, jak zwykle, gdy mówiłam o czymś przygnębiającym.
- Mir... Pamiętasz duet Fabrique?
- Oczywiście.
- I już możliwe, że nigdy go nie będzie. A przynajmniej tutaj, w Barcelonie. Dla Gerarda Cesc jest jak brat, a ten go zdradził i odszedł. I jeszcze Carles...
- Pogadać z nim?
- Możesz spróbować - niepokoiła mnie jeszcze jedna sprawa.
- Gdzie Leo?
- Rano napisał mi, że go nie będzie.
- Coś więcej?
- Tylko tyle.
- Dzięki Andres - uśmiechnęłam się do niego. - Za pomoc, dla ciebie tylko jedno kółeczko - przewrócił oczami i pobiegł. Miałam kilka minut na przemyślenie treningu. Całe szczęście, przychodziłam czasami tu i widziałam co robili. Gdy wszyscy skończyli biegać zawołałam ich do siebie. - Nie będę nic nowego wymyślać, dlatego rozciągnijcie się teraz tak jak zawsze - Kolejna chwila spokoju i nagły krzyk bólu.
- Cholera - to Gerard zwijał się z bólu, nikt nie wiedział dlaczego. Podbiegłam do niego i ukucnęłam.
- Andres, poprowadź dalszą rozgrzewkę - posłusznie wykonał zadanie. - Co jest?
- Nic - warknął Geri.
- Czyli mogę sobie iść? - nie odpowiedział. - Na mnie nie będziesz gniewu wyładowywał, zrozumiano? - kiwnął głową. - I dobrze. A więc?
- Źle stanąłem i kostka mnie teraz boli.
- Pokaż - westchnęłam i zaczęłam przyglądać się nodze Gerarda. - Nie jest tak źle - powiedziałam lekko uśmiechając się.
- Czyli?
- Masz ode mnie gratisowy masaż i dzisiaj jesteś zwolniony z treningu - w końcu od długiego czasu na jego twarzy zagościł uśmiech. Zaczęłam opatrywać nogę, potem zawołałam chłopaków. - Zanieście go na trybuny, tam poczeka.
Andres skończył rozgrzewkę, więc moja kolej, pomyślałam. Najpierw nakazałam grę w "dziada", potem strzały na bramkę, a na końcu mecz. Spokojnie odeszłam zostawiając ich samych.
- Geri, co jest? - spytałam cicho siadając obok piłkarza.
- Tęsknię...
- Wiem... Ale to nie koniec świata. Musisz się ogarnąć. Ej! - uderzyłam go w ramię, żeby spojrzał na mnie. - Jesteś świetnym obrońcą, grasz w najlepszym klubie, ale możesz to stracić. Ta kontuzja nie była potrzebna, ale nie uważałeś. Żyjesz w innym świecie!
- Ale ja potrzebuję ich...
- Nie Gerardzie Pique! Potrzebujesz siebie samego, potrzebujesz odwagi, żeby stoczyć bój o pierwsze miejsce w składzie. Skup się i zapomnij o przeszłości. Wierzę w ciebie - przytuliłam go.
- Mir! - usłyszałam i uśmiechnęłam się po raz ostatni do piłkarza. Zeszłam na murawę i skierowałam się w stronę chłopaków.
- Co jest?
- Skończyliśmy - odparł zmęczony Andres.
- Miałam wam dać popalić... - uśmiechnęłam się - dlatego jeszcze trzy kółeczka i jesteście wolni - wyszczerzyłam się do nich. - Ja w takim razie idę już, a wy biegajcie. Pa.
Usłyszałam tylko kolejne jęknięcia. Z uśmiechem na twarzy wyszłam z Camp Nou. Kierując się do domu wyciągnęłam z kieszeni telefon i napisałam SMSa do Leo.
"Co się dzieje? Gdzie jesteś?" Po chwili dostałam odpowiedź.
"Wszystko OK, jestem w domu"
"Możesz jutro wpaść?"
"Oczywiście"
I to koniec rozmowy. Byłam już w domu i gotowałam obiad. Usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Spojrzałam na zegarek, nie była to godzina powrotu Suzie ze szkoły, dlatego zaniepokoiłam się. Moim oczom ukazał się Colin. Z mocno zmasakrowaną twarzą, kulejący.
- Co się stało?
- Nieważne - warknął.
- Bardzo ciekawe. Tylko powiedz mi, dlaczego kurwa własnego męża nie poznaje?
- Uspokój się, za tydzień ani śladu nie będzie.
- Z kim się biłeś?
- Z takim jednym z pracy - odparł przekonująco. Poszedł umyć się, a ja usiadłam w salonie i zaczęłam składać możliwe scenariusze. Colin pobił Leo, albo na odwrót. Dlatego Leo nie przyszedł na trening. W tym momencie przeszedł obok mnie Colin. Zatrzymałam go ręką i kazałam usiąść.
- Byłeś u Leo? - spytałam drżącym głosem. Ręce miałam mokre od potu, bałam się odpowiedzi.
- Nie byłem i mam coś ważnego do powiedzenia.
- No, słucham - zachęciłam go.
- Muszę wyjechać do Stanów.
- Jak to?
- Praca kochanie -westchnął. - Jeden z projektów został zaakceptowany z Los Angeles. Tydzień i będę z powrotem.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- Jutro.
Tydzień dla mnie i dla Leo. Wymarzony tydzień. Tydzień, od którego będzie zależała moja przyszłość.
Następnego dnia pożegnałam się z Colinem. Pocałował mnie po raz ostatni i poleciał. Szłam sobie ulicami Barcelony, gdy zadzwonił telefon.
- Halo?
- Hej skarbie - spojrzałam na wyświetlacz, numer mi nieznany.
- Leo?
- A no tak, mój zapasowy numer. Przyjdziesz?
- Zaraz Suzie wraca, ty przychodź do mnie - uwielbiałam droczyć się z nim.
- Godzina i jestem u ciebie.
A więc miałam godzinę, aby zrobić się na bóstwo, ugotować i posprzątać. Rzecz awykonalna. Ale ja uwielbiam robić żeby niemożliwe i uwinęłam się w 56 minut. Równo po godzinie usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam cicho do lustra i przyjrzałam się sobie. Fryzura, ciuchy, makijaż nawet OK. Drżącą ręką otworzyłam drzwi.
- Hej - nikt mi nie odpowiedział. Leo rzucił się na mnie i zaniósł na rękach na kanapę. - Spokojnie - zaśmiałam się kiedy próbował zdjąć mój sweter, ale ręce za bardzo mu drżały z podniecenia. - Mamy dwie godziny - zrobił mi malinkę na szyi, a ja go odrzuciłam od siebie. - Jak ja się córce i mężowi pokażę?
- A jak ja mam się pokazać? - zauważyłam dopiero ogromne sińce na szyi i twarzy Leo.
- Kto ci to zrobił?
- Nieważne.
- Bardzo ważne - chwyciłam go za podbródek sprawiając trochę bólu. - Nie mów tylko, że Colin.
- To nie on...
- To spójrz mi w oczy i to powiedz. Teraz! - podniósł wzrok, nic nie mówiąc. - Ja go zabije!
- Ode mnie mocniej dostał - wyszczerzył się Leo.
- Uderzyłeś go?!
- A miałem pozwolić, żeby mnie zabił?!
- Opowiedz jak to było.
- Siedziałem sobie spokojnie rano w domu, szykowałem się na trening. Nagle usłyszałem walenie do drzwi. Nie patrząc kto to jest, wpuściłem go do domu. I potem było gorzej.
- Colin?
- Tak... Wyzywał mnie, rzucił się na mnie, ale nie dałem mu się - wyszczerzył się ponownie i pokazał biceps.
- Mój biedny... - wymruczałam mu do ucha i pocałowałam w szyję. - Przepraszam za Colina - westchnęłam.
- Nie twoja wina, że facet jest szurnięty!
- Uważaj Leo - pogroziłam mu palcem. - To mój mąż.
- Jeszcze - pocałował mnie w czoło. - Więc na czym my to... - ponowił próbę zdjęcia mojego swetra. Tym razem poradził sobie bez problemu. Zostały tylko spodenki, które sama zdjęłam. W kilka sekund pozbył się swojego ubrania i już wrócił do całowania. Po krótkiej grze wstępnej zabrał się do działania.
- Leo... - wymruczałam. - Musimy się ubierać.
- Nie chcę... Jestem taki zmęczony...
- Najlepszy piłkarz, a kondycja słaba - zaśmiałam się. Podniósł się na łokciach i spojrzał na mnie spode łba.
- A kto mnie tak wymęczył?
- Nie wiem - cmoknęłam go w policzek i chwyciłam za rękę. - Wstajemy.
Szybko ubraliśmy się, potem siedzieliśmy wtuleni w siebie. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Podniosłam się, ale Leo powstrzymał mnie. Podszedł do drzwi i uśmiechnął się.
- Cześć ma... - zaczęła Suzie i lekko zdziwiła się obecnością Argentyńczyka. Ale szok minął i pojawił się ogromny uśmiech. - Leeeoooo! - mała rzuciła mu się na szyję i wtuliła. Piłkarz przyszedł z moją córką do salonu i spojrzał na mnie dumny.
- Suzie? Możesz trochę poluźnić uścisk? - zaśmiał się. - Trochę ciężko mi się oddycha...
- Jejku przepraszam - szybko odkleiła się od Leo.
- Już wszystko ok - schylił się do niej i delikatnie pocałował w czoło. Mała przybiegła do mnie i dała mi buziaka. Gdy Suzie przebierała się, ja z piłkarzem szykowaliśmy stół do obiadu. Zjedliśmy śmiejąc się i dowcipkując jak wspaniała rodzina. - Gotowa na pierwszą lekcję?
- Tak - mała skakała z radości i była bardzo podekscytowana. Pobiegła do pokoju i przyniosła zeszyt.
- Nie przeszkadzam wam - puściłam oczko do Leo i poszłam pozmywać naczynia. Gdy skończyłam przysiadłam na kanapie i wsłuchałam się w rozmowę córki i piłkarza.
- Como lo fue en la escuela? - spytał Leo.
- Incluso el genial, pero el español fue terrible - odpowiedziała mała, a ja zdziwiłam się jej znajomością języka.
- Por lo que tiene un problema?
- Profesor se aferra a mí.
Chwilę jeszcze rozmawiali, Leo napisał coś Suzie w zeszycie.
- Koniec na dzisiaj - posłał małej najmilszy uśmiech i podszedł do mnie. - Musimy pogadać - szepnął mi do ucha.
- Suzie, idź pobaw się - pocałowałam córkę w czoło. - Co się stało? - spytałam. Leo usiadł na kanapie i wyciągnął ręce w moją stronę. Podeszłam do niego a ten pociągnął mnie na siebie.
- Ktoś musi iść do szkoły - westchnął.
- Ale ona wspaniale mówi... chyba - zawahałam się. Nie znałam hiszpańskiego, to Leo był korepetytorem, a ja wtrącałam się w coś, czego nie umiałam.
- Jak na kilka miesięcy, bardzo dobrze sobie radzi. Ale nauczycielka uwzięła się na nią.
- O czym gadaliście?
- O szkole. Powiedziała, że nauczycielka jej nie lubi, ciągle ją pyta i takie tam.
- Za tydzień pójdę. Zostaniesz na noc?
- Nie, nie chcę przeszkadzać... - uśmiechnął się.
- Głupek, mamy wolny tydzień, a ty nie chcesz zostać ze mną?
- Wolałem się upewnić - pocałował mnie namiętnie, aż zabrakło mi tchu. Siedzieliśmy sobie całą noc i rozmawialiśmy o niczym. Czułam się tak bezpiecznie... A jednocześnie nie na miejscu. Ale jestem osobą, która żyje chwilą. Chciałam spróbować zdrady i... spodobało mi się.















































A więc jest 6 rozdział :) I jest też nowa ankieta, która jest dla mnie bardzo ważna, dlatego proszę o każdy głos :) I ma być on szczery, a nie oszukany :) Na 7 zapraszam w środę lub czwartek :) A i dziękuję za pomysł :) Pierwotny plan był taki, że Colin poszedł się napić, ale wasze pomysły, że był u Leo o wiele bardziej mi się podobały :)

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 5

            Obudziłam się nad ranem wtulona w mojego... Hm... przyjaciela? Chłopaka? A może kochanka? Przyjacielo-kochanka. Najlepsze wyjście. Więc leżałam wtulona w mojego przyjacielo-kochanka i nie chciałam więcej wychodzić z jego łóżka. Przewróciłam się na drugi bok i ujrzałam jego twarz. Z samego rana wyglądał pięknie... Pogładziłam go delikatnie po policzku, zaczął coś mruczeć do mnie. Po chwili otworzył oczy i pokazał mi swój najpiękniejszy uśmiech.
- Cześć skarbie - wyciągnął do mnie ręce, przytuliłam się do niego.
- Hej.
- Byłaś niesamowita - wymruczał mi do ucha.
- To ty byłeś niesamowity- uśmiechnęłam się do niego. Przejechał palcem po moim brzuchu.
- Może mała powtórka? - wyszczerzył się i zaczął całować.
- Nie Leo... Muszę wracać...
- Nie... - westchnął. - Musisz?
- Dalej jestem z Colinem.
- Rozstań się z nim.
- Nie mogę Leo. Nie chcę - wstał z łóżka i poszedł do łazienki. - Leo... - Znowu spieprzyłam wszystko. ZNOWU! Wyszedł po chwili z łazienki ubrany w bokserki.
- Chciałaś tylko się ze mną przespać! Chodzi ci o moja kasę a nie o uczucia! - krzyknął. Rozpłakałam się. Nie miałam siły nic mówić... - i czego ryczysz?! Wam chodzi tylko o jedno! - dalej krzyczał, a ja dalej płakałam. Nie wytrzymał, osunął się po ścianie i też zaczął płakać. Bez wahania usiadłam obok i bez słowa przytuliłam go. Nie odwzajemnił uścisku od początku, potrzebował chwili żeby to zrobić. Siedzieliśmy i sobie płakaliśmy, a kolejne minuty mijały. - Nie zostawiaj mnie - załkał.
- Nie zrobię tego, obiecuję.
- Kłamiesz. Już raz to zrobiłaś, dlaczego nie miałabyś zrobić tego po raz drugi? - chwyciłam go za twarz i uderzyłam z liścia w policzek.
- Bo cię kurwa kocham! Czy ty tego nie widzisz?! Gdyby mi na tobie nie zależało, do żadnej Barcelony bym nie przyjechała!
- I co teraz? Ja kocham ciebie, ty mnie, a pomiędzy nami jest twoja rodzina.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem...
- To mamy problem! I co? Co drugi dzień będziesz wpadała na numerek a potem do męża?!
- Nie... Tak nie będzie. Ale nie potrafię zostawić Colina... Znamy się od małego dzieciaka... Zawsze mi się podobał i zawsze chcieliśmy być razem. Nie potrafię tego zniszczyć...
- Czyli co, to był seks na zgodę i na pożegnanie?
- Nie mów tak... Na pewno coś wymyślimy... A na razie, musimy się potajemnie spotykać - westchnęłam.
- A potem?
- Tego jeszcze nie wiem... Może w praniu wyjdzie... Chcę dobrze dla córki.
- Więc?
- Więc musi cię polubić, zaprzyjaźnić się... Jeżeli oczywiście będziesz chciał.
- Dla ciebie wszystko - uśmiechnął się.
- Nie będzie ciężko, mała uwielbia cię.
- Też ją polubiłem. Jest słodka, po mamusi - pocałował mnie w policzek. Wstałam i ubrałam się. Skierowałam się do wyjścia ku zaskoczeniu Leo.
- Idę do domu.
- Kiedy przyjdziesz? - chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
- Jeszcze nie wiem, pewnie jak trochę uspokoję Colina. Będzie się martwił, ale pogadam z nim. Spokojnie, wrócę - pocałowałam go. Puścił mnie, a ja wróciłam do domu. Córka była w szkole, Colin rysował projekty, normalny dom. Minus był taki, że właśnie wróciłam od kochanka. Mąż podszedł do mnie i pocałował mnie. Ale, coś było nie tak. Wyciągnął mnie na długość rąk i nagle puścił.
- Pachniesz męskimi perfumami - zacisnął pięści. Serce zabiło szybciej, ale szybko coś wymyśliłam.
- No bo przecież byłam u znajomej - uśmiechnęłam się. - A ona ma męża. Witaliśmy się, żegnaliśmy, cały czas przebywałam wokół niego, więc jak mam pachnieć? - zaśmiałam się.
- Nie wiem... Przepraszam. Chyba zazdrosny jestem - uśmiechnął się. - Zjemy coś?
- A jakoś głodna nie jestem.
- To co, może do kina skoczymy?
- A chętnie. Na co?
- Ty wybierasz - ujął moją dłoń i póki Suzie w szkole, wyszliśmy z domu. Droga minęła szybko, film był fajny, ale to nie było to. Czułam, że serio więź między mną a Colinem się skończyła. I liczył się tylko Leo. Ale...nie mogłam tak tego skończyć. Zbyt długo ze sobą jesteśmy, abym powiedziała "żegnaj" i wyjechała. Wróciliśmy do domu przy okazji zabierając małą ze szkoły.
- I jak sobie radzisz? - spytałam.
- Może być - westchnęła.
- Coś jest nie tak, mów wszystko.
- Kiepsko z hiszpańskim.
- No jesteśmy tutaj dopiero dwa miesiące, nie możesz perfekcyjnie znać tego języka.
- Ale jest naprawdę źle... Pani się na mnie uwzięła...
- Idź do pokoju, potem coś wymyślimy - pocałowałam ją w czoło i szybko pobiegła do swojego pokoju. Spojrzałam na Colina, miał podobną minę co ja. - Co teraz zrobimy?
- Trzeba załatwić korki, bo jeszcze ją suka udupi - westchnął.
- Ej, wyrażaj się - zmroziłam go wzrokiem. - Chyba mam dobrego kandydata - mój pomysł był genialny...Ale oczywiście coś musiało nie wypalić.
- Tylko nie Messi.
- A dlaczego nie? To mój przyjaciel, zna hiszpański, nie będzie trzeba płacić...
- Tu nie chodzi o pieniądze...
- A od kiedy? - spytałam zdziwiona. - Odkąd znam Leo, dla ciebie liczyła się kasa.
- Nie chcę, żeby mała do niego chodziła...
- To on tutaj przyjdzie. Będziesz miał na niego oko, zawsze ktoś w domu będzie.
- Nie podoba mi się to...
- A wolisz, żeby twoja córka nie zdała, bo przypominam ci, że nie stać nas na innego korepetytora!
Poszłam do kuchni i wyciągnęłam sok z lodówki. Wzięłam duży łyk i wróciłam do salonu. Dostałam SMSa. Spojrzałam na wyświetlacz: LEO. Pięknie... Jeszcze tego brakowało, pomyślałam. Colin cały czas się mi przyglądał, wiec musiałam zachować spokój. Uśmiechnęłam się lekko.
- Znajoma pyta, czy pójdziemy na piwo - zaśmiałam się.
- To idź jak chcesz.
- Nie zostawię ciebie samego - westchnęłam.
- Idź.
- Kocham cię - pocałowałam go w policzek i poszłam do sypialni przebrać się. Dopiero wtedy odczytałam SMSa od Leo.
"Tęsknię. Chcę ciebie znowu zobaczyć". Szybko odpisałam mu.
"Zaraz przyjadę, spotkamy się tam gdzie wczoraj"
Przebrałam się i wyszłam z domu. Droga do kawiarni zajęła tylko kilka minut. Argentyńczyka jeszcze nie było, więc zamówiłam sobie kawę. Siedziałam spokojnie, nagle ktoś zakrył mi oczy rękami. Poczułam czyjś oddech na szyi i usłyszałam cichy szept.
- Tęskniłem.
- Ja też - odpowiedziałam.
- Idziemy?
- Tak.
Wziął mnie na ręce i zabrał do samochodu. Pojechaliśmy do jego domu. Zabrał mnie do sypialni.
- Ej ej, zaczekaj - powiedziałam, gdy zdjął koszulkę.
- Co jest? - spytał lekko zdziwiony.
- Nie po to przyjechałam.
- Nie rozumiem.
- Dasz korepetycje Suzie?
- Z czego? Tylko nie z matematyki bo tu będzie problem - zaśmiał się.
- Hiszpański.
- No hay problema hermosa - uśmiechnął się gdy zobaczył moją konsternację.
- Załóżmy, że wiem co powiedziałeś. Skoro jesteśmy omówieni, mogę wracać - pocałowałam go w policzek i wstałam z łóżka. - Lekcje u mnie w domu.
- Ej nie ma tak - złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
- Jest, miałam iść na piwo z koleżanką.
- Czyli ze mną - wyszczerzył się do mnie. - Ale plany zawsze mogły się zmienić.
- Nie tym razem. Muszę iść. Przyjdź za tydzień do mnie - pocałowałam go i wyszłam z domu. Poszłam do baru i zamówiłam sobie piwo dla zmylenia Colina. Wróciłam do swojego domu i zaczęło się.
- Gdzie byłaś? - Colin złapał mnie za ramię.
- Z koleżanką - odparłam.
- Kłamiesz - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Byłaś u niego. Byłaś u tego piłkarzyka.
- Dobra, masz rację, byłam. I co zrobisz?
- Po co?
- Załatwiłam Suzie korepetycje, to wszystko.
- Mam ci uwierzyć?
- Raczej powinieneś, ale jeśli nie chcesz to trudno - poszłam do sypialni. Miałam chwilę, żeby przemyśleć wszystko. Rozstać się z Colinem czy nie? A może zostawić Leo i wrócić do Stanów? Psychika mi kiedyś siądzie, pomyślałam. Położyłam się na łóżku, wzięłam MP3 i wsłuchałam się w dźwięki kolejnych piosenek. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Następnego dnia zaniepokoiłam się nieobecnością Colina. Sprawdziłam każdy pokój, ale nigdzie go nie było. Wysłałam kilka SMSów, ale żadnej odpowiedzi nie uzyskałam. Poszłam do pracy, gdy wróciłam, męża dalej nie było. Bałam się, ale Colin był dorosły i wiedział co robi, dlatego postanowiłam zostawić go samemu sobie. Jak zatęskni - wróci, pomyślałam. Cały wieczór przesiedziałam z Suzie.
- Gdzie tata?
- Nie wiem skarbie, ale powinien wkrótce wrócić. Polubiłaś Leo - uśmiechnęłam się do niej.
- Leo jest fajny. W ogóle chłopacy z Barcelony są fajni.
- Cieszę się, że podoba ci się tutaj.
Poczochrałam jej włosy i przytuliłam się do niej. Zasnęłyśmy bardzo szybko.













































5 rozdział jest :) Ten bardziej rozmowny niż pozostałe xD Piszcie porady, spostrzeżenia :) Co zmienić i wgl :D I oczywiście piosenki od których mam wenę:
1. Marta Bijan - Poza mną
2. Miley Cyrus - Wrecking ball
3. Miley Cyrus - We can't stop

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 4

           Poczułam ciepło. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że nie śpię sama na kanapie. Leo leżał obok mnie. Uspokoiłam się trochę, tylko na chwilę. Zrzuciłam go na podłogę i poszłam do kuchni. Usłyszałam jakieś stękanie. Wzięłam butelkę wody i wróciłam do salonu. Na zegarku była 6:19. Leo ściągnął koc z kanapy i okrył się nim. Uśmiechnęłam się blado i z lekkim bólem głowy poszłam do pokoju dla Suzie. Otworzyłam cicho drzwi, zobaczyłam, że smacznie śpi. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić poszłam do Argentyńczyka i wtuliłam się w niego. Nie minęło 10 minut jak już spałam.
Potem obudziła mnie córka. Stała nade mną i wpatrywała się w okno. Rozejrzałam się po pokoju, ale piłkarza nigdzie nie było. Pomału wstałam i podeszłam do małej.
- Cześć królewno - pocałowałam ją w głowę. Nic nie odpowiedziała. - Możemy porozmawiać na spokojnie? - usiadła na kanapie. - Dalej kocham twojego tatę.
- To dlaczego nie mieszkacie razem?
- Tatuś zrobił mi krzywdę i potrzebuję czasu, żeby mu wybaczyć.
- Wrócimy razem do domu w Stanach?
- Myślę, że tak - przytuliłam ją i dostrzegłam Leo stojącego w kuchni. Słyszał wszystko. Teraz czeka mnie rozmowa z nim. - Idź na dwór się pobawić.
Poszła, a ja zawołałam Leo. Niechętnie przyszedł do mnie. Usiadł obok mnie, a ja wtuliłam się w niego.
- Wiesz, że to nieuniknione prawda? - nic nie odpowiedział. - Leo, nie chcę psuć życia Suzie! Ona potrzebuje mamę i tatę. Jest jeszcze mała i nie zrozumie wszystkiego.
- Zrób tylko jedną rzecz... - powiedział cicho. - Zamieszkaj w Barcelonie. To wszystko. Potem możemy zostać przyjaciółmi, albo w ogóle się nie spotykać.
Spojrzałam mu w oczy i kiwnęłam głową. Chciałam tego, ale nie mogłam mu tego obiecać.
- Leo, my w nocy nic po pijaku nie zrobiliśmy prawda?
- Tylko przytuliłem się do ciebie. Poza tym wypiłaś moje ulubione wino.
- Odkupię ci kiedyś.
- Zacznij zarabiać więcej - uśmiechnął się. - Zostaw Colina.
- Nie mogę.
- Przecież będzie mógł widywać się z Suzie. Nie chcę, żeby zrobił ci krzywdę. On nie panuje nad sobą.
- Możemy dzisiaj wyjechać? - spytałam bez emocji. Leo miał rację. Colin nie panował nad sobą, a ja nie chciałam, żeby uderzył kiedyś naszą córkę.
- Oczywiście - zobaczyłam iskierkę nadziei w jego oczach. - Zaraz zarezerwuję lot.
Poszłam spakować siebie i Suzie. Mała jeszcze o niczym nie wiedziała, ale od razu jak wróciła, powiedziałam jej wszystko. Ucieszyła się, że pozna piłkarzy Blaugrany. Miałam jeden problem... Musiałam zadzwonić do Colina.
- Halo - usłyszałam jego skacowany głos.
- Wyjeżdżamy z małą do Barcelony.
- Chyba sobie jaja robisz. To moja córka i mam do niej takie same prawa jak ty! - krzyknął.
- Mam nadzieję, że zmądrzejesz i przyjedziesz do nas kiedyś. Pa.
Rozłączyłam się. Podszedł do mnie Leo i pocałował wnętrze mojej dłoni. Wtuliłam się w niego i więcej nie chciałam go wypuszczać. Potem pojechaliśmy na lotnisko. Trochę poczekaliśmy i w końcu skierowaliśmy się do samolotu. Usiadłam wygodnie i wyjrzałam przez okno. To co zobaczyłam trochę mnie przeraziło, a zarazem sprawiło, że zrobiło mi się gorąco. Póki był czas wybiegłam z samolotu i podeszłam... do Colina. Stał tam z ogromnym bukietem kwiatów, w garniturze. Spojrzał na mnie i zobaczyłam łzę spływającą po jego poliku.
- Co ty tu robisz? - głos mi się załamał.
- Przepraszam. Przepraszam za wszystko. Wróć do mnie.
- Nie mogę narazić Suzie na niebezpieczeństwo.
- Mir... - rzucił kwiaty i podszedł do mnie. Chwycił moją twarz i delikatnie musnął wargi.
- Colin nie... Nie wybaczę ci tego.
- I nie proszę o to... Proszę, żebyś wróciła do mnie... - spojrzałam na samolot. Leo przyglądał się nam, ale nic nie zrobił. Na twarzy córeczki pojawił się uśmiech. Na twarzy Argentyńczyka ogromny smutek. Widziałam, jak jego serce pękało w tamtej chwili. - Mir?
- Obiecaj mi coś...
- Wszystko.
- Nie uderzysz mnie nigdy więcej i wyjedziemy do Barcelony.
- Po co tam?
- Mam tam przyjaciela...
- Oczywiście. Jutro możemy lecieć - spojrzałam mu w oczy i się rozpłakałam. Szybko odwróciłam wzrok, ale tam natomiast był Leo. Wiedział, że decyzja zapadła. Zawołałam Suzie i poszliśmy w przeciwną stronę. Ostatnie spojrzenie na Argentyńczyka i ogromny ból jaki wiązał się z nim.
Pojechaliśmy do domu, Colin się spakował i akurat nastał wieczór. Usiedliśmy na łóżku, nic nie mówiąc.
- Spałaś z nim? - spytał wyraźnie poddenerwowany.
- Nie. To mój przyjaciel. Tylko...
- Co chciałaś sprawdzić tym wyjazdem?
- Czy dalej mnie kochasz... - westchnął i pocałował mnie. Spędziliśmy cudowną noc, taką jak za dawnych czasów.
Rano pojechaliśmy na lotnisko i polecieliśmy do Barcelony. Niektórych może dziwić moje zachowanie, ale dalej kochałam męża. Leo? Leo był chwilą słabości?
Podróż szybko minęła i po kilku godzinach byliśmy na miejscu. Tak jak piłkarz obiecał, wykupił nam mały domek niedaleko Camp Nou. Z pracą także nie było problemu, bo zatrudniłam się w sztabie szkoleniowym FC Barcelony, a Colin zaczął sprzedawać swoje projekty. Mijały kolejne dni, tygodnie, ale nie trafiłam na Leo. Ani na treningu, ani w mieście... Trochę się bałam... Ale ciągle miałam wytłumaczenie: Złamałam mu serce i nie chce mnie widzieć... Rozumiałam go. 

                                                                * miesiąc później *

            Pewnego dnia szłam sobie po Barcelonie i zobaczyłam go. Siedział w kawiarni i czytał jakąś gazetę. Bez wahania podeszłam do niego.
- Hej - uśmiechnęłam się.
- Cześć - odparł ponuro.
- Mogę? - wskazałam na wolne krzesło. Kiwnął głową nie odrywając wzroku od gazety. - Co słychać?
- Domyśl się - uśmiechnął się wścibsko. - Spieprzyłaś mi życie!
Kiedy to powiedział... Serce znowu biło szybciej. Znowu poczułam, że coś do niego czuję.
- Leo... - spojrzałam na niego ze łzami w oczach. - Ja dalej coś do ciebie czuję, ale tak było lepiej. Colin uspokoił się. Poza tym zamieszkaliśmy dzięki tobie tutaj i jest wręcz cudownie...
- Więc dlaczego płaczesz?
- Bo patrzę na ciebie i mam ochotę pójść z tobą do łóżka. Ale nie mogę, bo mam męża. Nie chcę znowu ranić córki.
- Mir... chodźmy do mnie...
- To niemożliwe...
- Nic nie zrobimy... Zjemy obiad, napijemy się czegoś - uśmiechnął się ciepło.
- Czyli wybaczasz mi?
- Skoro było to dla ciebie ważne, nie mogłem nic zrobić.
Poszliśmy do jego domu. Kolejna wielka willa. Jak on tu może sam mieszkać, pomyślałam. Usiadłam w salonie, a Leo poszedł zaparzyć kawę. Wracając przyniósł ciasto. Moje ulubione, wiśniowe. Leo nie jadł. Ciągle patrzył się na mnie głodnym wzrokiem. Trochę się go bałam, ale ciało odmawiało mi posłuszeństwa i ciągle kusiłam go zakładaniem nogi na nogę, czy przegryzaniem wargi. Nie wytrzymał. Zaniósł mnie do sypialni i pomógł zdjąć sukienkę. Zaczął mnie całować, z każdym pocałunkiem schodząc coraz niżej. Całował szyję, piersi, brzuch, podbrzusze... Bałam się pomyśleć co będzie dalej, jak przy samych pocałunkach odlatywałam. Zdjął ubranie i po raz pierwszy zobaczyłam go nago... Był piękny. Idealny mężczyzna. I znowu coś nam przerwało...
- Colin...
- Nie ma go tu.
- Ja nie mogę - przytrzymał moją twarz i spojrzał prosto w oczy.
- Właśnie, że możesz. Zrób wreszcie coś dla siebie, a nie dla innych!
Nie potrzebowałam większej zachęty. Oddałam mu się bez zbędnego gadania. Później leżeliśmy wtuleni w siebie.
- To było... Wow. Marzenie się spełniło - zaśmiałam się.
- Moje też... - wymruczał przy moim uchu.
- Poczekaj - powiedziałam i napisałam SMSa do męża: Przenocuję u koleżanki, kocham cię.
- Ładne kłamstwo.
- Nie marudź. Sam mnie zmusiłeś - westchnął. - Chociaż zawsze to chciałam zrobić.
- I miałaś okazję - pocałował mnie w obojczyk. - Jesteś... taka piękna...
- Nie kłam - pocałowałam go w policzek.
- Mówię serio...
- Ojej - zaczerwieniłam się, a Leo znowu zaczął mnie całować. Przysunął mnie do siebie i kolejny raz tej nocy byłam tylko jego.











































Nie mogłam doczekać się, żeby ten rozdział wam przedstawić :) Mam nadzieję, że wam się podobał i trochę zdziwił :D Przepraszam, ze tak szybko przeniosłam akcję do BCN, ale w Brazylii nudziło mi się xD Postaram się co 3-4 dni wrzucać coś nowego :*
Oczywiście wszystkim dziękuję za miłe słowa, a dzisiejszy rozdział chcę dedykować: my life is football, football forever.  Odkąd pamiętam, czytasz moje blogi i twoje komentarze dodają mi chęci do pisania :)
Pomyślałam, że dam wam kilka piosenek, które dodają mi weny podczas pisania :) 
1. Marta Bijan - Poza Mną
2. Marta Bijan - Milcząc
3. Bruno Mars - Our first time

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 3

            Niepewnie podeszłam do drzwi domu Leo. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam. Usłyszałam kroki i drzwi otworzył mi nie kto inny jak Jorge Messi. Zanim zdążyłam coś powiedzieć już go nie było. Szybko zamknął drzwi. Usłyszałam jak odpowiadał na pytanie.
- "Kto to?" - spytał Leo.
- "Pomyłka" - warknął.
Usiadłam na schodach i czekałam. W brzuchu niemiłosiernie mi burczało. Przysnęło mi się. Trochę dziwne jak na mnie, bo zasypiam po północy, a teraz nie było nawet 18. Ale nie spałam długo. Usłyszałam krzyki i otwieranie drzwi. Po chwili poczułam uderzenie w głowę. Dosyć mocno. Odskoczyłam szybko i się zachwiałam. Leo. To on wpadł na mnie po kłótni z ojcem. Teraz patrzył na mnie zdziwiony.
- Trochę bolało - powiedziałam cicho.
- Jejku przepraszam - ogarnął się i podszedł do mnie. Przytulił mnie i wyciągnął na długość rąk. - Ale co ty tu robisz?
- Twój tatuś mnie nie wpuścił, więc się zdrzemnęłam tutaj - powiedziałam końcówkę zdania trochę zawstydzona. - Pokłóciłam się z Colinem i nikogo oprócz ciebie nie znam tutaj.
- Chodź do środka - wskazał na swój dom.
- A twój ojciec?
- Zaraz idzie sobie - słyszałam napięcie w jego głosie.
- Zaraz zaraz - przystanęłam na chwilę. - Gdzie się wybierałeś?
- Pobiegać chciałem - dopiero teraz zobaczyłam, że Leo chodzi bez kul. Uśmiechnęłam się szeroko i weszliśmy do domu. Po drodze minęliśmy jego ojca, ale szybko zniknął za bramą. Usiadłam na kanapie, a Leo przyniósł mi kawę i trochę lodu.
- Trzymaj - uśmiechnął się i podał mi lód. Przyłożyłam go sobie do czoła i od razu poczułam ogromną ulgę. - Teraz opowiadaj, co się stało.
- Nie chcę cię tym męczyć. Lepiej ty powiedz, co jest z twoim ojcem.
- Najpierw ty, potem ja - wyszczerzył się do mnie. Westchnęłam głośno.
- Jak wróciłam wczoraj do domu, Colin siedział chyba w barze. Zaczęłam pić wino. Trochę przesadziłam... - zobaczyłam jak Leo powstrzymuje się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. - Jak mój mąż łaskawie wrócił, wywaliłam go na kanapę, a nad ranem zrobiłam mu zadymę...
- Co potem?
- Pokłóciliśmy się o ciebie - nagle posmutniał. - Był cholernie zazdrosny i zaczął wygadywać głupoty. Podeszłam i go uderzyłam... - cicho zaklaskał mi. Uśmiechnęłam się. - Potem było trochę gorzej, bo on mnie uderzył - głos mi się załamał, przypomniałam sobie tą scenę i łzy same poleciały mi po policzku. Leo zacisnął pięści i szczękę. - Potem wybiegłam z domu i... ta dam - uśmiechnęłam się blado - wylądowałam u ciebie. Przepraszam, że zawracam ci głowę.
- Mir - zaczął cicho. Nie mógł nic powiedzieć, więc tylko się przysunął do mnie i starł kciukiem łzy. Potem ujął moją twarz w swoje dłonie i pocałował mnie. Bez wahania odwzajemniłam pocałunek. Tym razem to Leo jako pierwszy odsunął się. Uspokoiłam szybkie bicie serca.
- A co u ciebie? - spytałam.
- Ojciec przegiął i tyle.
- A coś dokładniej?
- Powiedział, że mam o tobie zapomnieć i skupić się na finale - uśmiechnął się blado. - Jutro finał... boję się trochę.
- Cokolwiek się stanie, i tak jesteś najlepszy - pocałowałam go w policzek. Objął mnie ramieniem i tak siedzieliśmy wtuleni w siebie. Przypomniałam sobie ważną sprawę.
- Leo... czy są jakieś szanse na bilety na mecz?
- Szczerze? Prawie żadne.
- A dla mnie? - uśmiechnęłam się do niego.
- Może da coś się załatwić. Dwa?
- Skąd wiesz? - spytałam zszokowana.
- Raczej męża nie zaprosisz - zaśmiał się i poszedł do sypialni. Gdy wrócił, trzymał ręce za plecami. Nastawił policzek. Przewróciłam oczami i go pocałowałam. Pokazał mi bilety na mecz. Spojrzałam na niego zdziwiona i szybko rzuciłam mu się na szyję.
- Dziękuję - szepnęłam mu do ucha. - Suzie uwielbia cię - zaśmiałam się.
- Może będziemy mogli częściej się widywać - uśmiechnął się blado. Dalej chciał, żebym z nim pojechała...
- Możliwe - przytuliłam go. - Nie masz nic przeciwko, żebym spędziła tu noc?
- Oczywiście, że nie - głupie pytanie, pomyślałam. - Przygotować ci pokój?
- Bardzo chętnie, a ja przygotuję kolację.
Każde z nas zabrało się do swojej roboty. Zjedliśmy kolację i poszliśmy spać. Osobno. I bardzo dobrze, pomyślałam, przecież dalej jestem z Colinem.
Nad ranem słyszałam trzaskanie i przeklinanie. Wstałam z łóżka i zeszłam do salonu. Dobrze, że byłam w dresie, bo nie byliśmy z Leo sami w domu. Na kanapie siedział sobie Sergio Aguero. Piłkarz nawet mnie nie zauważył, wpatrzony był w telewizor. Leo podszedł do mnie i pocałował w policzek. Podszedł do przyjaciela i delikatnie go kopnął i wskazał na mnie.
- Cześć - krzyknął Sergio. - Sergio jestem.
- Hej - uśmiechnęłam się. - Miranda - podeszłam i podałam mu rękę. Widziałam, że chciał coś powiedzieć, ale Leo zmroził go wzrokiem. - Leo, możemy pogadać?
- Pewnie - uśmiechnął się i poszliśmy do kuchni.
- Czy Suzie może przyjść po meczu na noc? - spytałam niepewnie.
- A czemu? - spytał i już wiedziałam, że się nie zgodził.
- Podejrzewam, że Colin będzie pijany po finale i nie chcę, żeby Suzie to widziała.
- Ja też mogę być pijany - zaśmiał się.
- Proszę...
- No dobrze - uśmiechnął się. - Ale coś za coś - wystawił ręce w moją stronę. Podeszłam i przytuliłam się do niego. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu czułam się... bezpiecznie. Byłam szczęśliwa.
- Leo, jakby przyszedł tu Colin, nie wierz mu.
- A co miałby powiedzieć?
- Może to, że lecę na twoją kasę?
- A nie jest tak?
- Oczywiście, że nie... To znaczy... Na początku myślałam, że tak będzie, ale teraz wiem, że zależy mi na tobie, a nie kasie - pocałowałam go delikatnie i usłyszeliśmy chrząknięcie. Za nami stał Sergio i czekał na przyjaciela. Leo poszedł na trening, a ja siedziałam w salonie i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Po chwili zadzwoniłam do córki.
- Halo? - usłyszałam jej głos i łzy poleciały mi po poliku.
- Cześć córciu.
- Mama! Czekałam na ciebie.
- Co dzisiaj robisz?
- Nie mam planów.
- To zabieram cię na finał - usłyszałam ciszę i zaraz głośny pisk radości. - A jutro spotkanie z Messim.
- Mamo kocham cię.
- Ja ciebie też skarbie. Ehm... - nie wiedziałam co powiedzieć... - Co u taty?
- Siedzi w pokoju i płacze.
- Płacze?
- Jest mu przykro, że sobie poszłaś.
- Skarbie, nie poszłam sobie, tylko tata powiedział mi coś przykrego i musiałam odpocząć. O 15 przyjdę po ciebie. Pa - rozłączyłam się. Nie mogłam jej dalej okłamywać.
W wolnej chwili posprzątałam trochę, pojechałam po Suzie i poszłyśmy na stadion. Czas tak szybko leciał, że zanim się zorientowałam, była już 20. Zostawiłam na chwilę córkę w strefie vip i poszłam do szatni Argentyny. Nie musiałam czekać, bo chłopcy już wychodzili na boisko. Odciągnęłam na moment Leo.
- Ej no, zaraz gram - droczył się ze mną.
- Wiem - pociągnęłam go za koszulkę i pocałowałam. - Powodzenia.
Wróciłam na miejsce i drużyny weszły na boisko. Co cieszyło mnie najbardziej? Radość córki i Leo, bo grał od początku.Mecz był fascynujący. Zdarłam sobie nieźle gardło, ale było warto. Leo miał tyle pięknych sytuacji... Potem ta nieszczęsna dogrywka i gol Goetze... Płakałam. Razem z Suzie płakałyśmy. Na telebimie zobaczyłam twarz Leo... Łzy w jego oczach jeszcze bardziej zraniły moje serce. Zależało mu na tej wygranej. Mecz skończony, Niemcy podnoszą puchar... Leo najlepszym graczem i według mnie zasłużenie. Ale to nie zmienia faktu, że Argentyna przegrała. Zostawiłam córkę na chwilę koło stadionu i poszłam do chłopaków. Ich widok znowu spowodował, że zaczęłam płakać. Byli załamani. Po kilku minutach zaczęli wychodzić z szatni. Zostaliśmy tylko ja i Leo. Mieliśmy świętować wygraną, a musieliśmy znieść gorycz porażki... Zabrałam Suzie i razem z Argentyńczykiem skierowaliśmy się do domu. Mała była ogromnie zadowolona z możliwości spotkania z idolem, który cały czas ją przytulał.
- Pójdę do chłopaków - westchnął Leo.
- Oczywiście. Suzie, idź do domu - powiedziałam i córka ruszyła w stronę drzwi. Kiedy zniknęła mi z oczu, podeszłam do Leo i pocałowałam go. Nie miał to być pocałunek nachalny, ale taki wspierający. Chciałam, żeby wiedział, że jestem z nim.
- Jesteś wspaniała - odparł w trochę lepszym nastroju.
- Jesteś najlepszy i nie zmieniaj tego - pocałowałam go jeszcze raz. - Idź do chłopaków i pozdrów ich.
- Wrócę późno. Pa.
- Pa - i już po wszystkim. Stałam jeszcze chwilę w milczeniu i kiedy poczułam chłód na swoim ciele, poszłam do domu. Suzie siedziała na kanapie i skakała po kanałach. Wszędzie gadali o przegranej Argentyny. Dołujące. Zmartwiły mnie łzy spływające po jej polikach.
- Co się stało kruszynko? - spytałam i przytuliłam ją do siebie. - Następne mistrzostwa wygra Argentyna - uśmiechnęłam się. - Fajny jest Leo, prawda? - kiwnęła głową. - Co jest?
- Nie kochasz już taty...
- Dlaczego tak twierdzisz?
- Widziałam, jak się z nim całowałaś... Dlaczego zrobiłaś to tacie?!
- Dalej kocham twojego tatę, a Leo to... mój przyjaciel. To, że się całujemy, nie znaczy, że jest coś pomiędzy nami.
- Kłamiesz! - krzyknęła i pobiegła do pokoju, który wcześniej jej przygotowałam. Zostałam sama. Leo pił, Colin pił, córka spała, więc ja też postanowiłam coś wypić. Wzięłam z barku wino, dosyć drogie i pomału wszystko wypiłam. Musiało mieć dużo procentów, bo twardo zasnęłam na kanapie.












Nareszcie 3 rozdział :) Przepraszam, że tak długo, ale wczoraj z wakacji wróciłam :) Mam nadzieję, że rozdział się podobał :) Jak tu jesteś, zostaw komentarz :)
Dla moich czytelników: Następny blog = Neymar&Bartra :)