Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 11 września 2014

Rozdział 14

             Obudziłam się przy tym jedynym. Przy Leo Messim. Uśmiechnęłam się wiedząc, że nic nas nie rozdzieli. Przetrwaliśmy naprawdę dużo, a te przeżycia tylko umocniły więź, jaka pomiędzy nami była. Patrząc na niego, przypomniały mi się wspaniałe chwile w moim życiu. Naszą znajomość zaczęliśmy w szpitalu. Idealne miejsce na znajomość z przyszłym mężem, pomyślałam. Ale wtedy nie wiedziałam, że w ogóle zerwę z dotychczasowym! Wracając do pierwszych wspólnych chwil...
Pamiętam Leo leżącego na szpitalnym łóżku z poobijaną nogą. Chciałam zrobić wszystko, żeby mu pomóc. I nawet za bardzo pomogłam, bo nasz więź umocniła się na tyle, że ciągle o sobie myśleliśmy. Przez tą znajomość pokłóciłam się po raz pierwszy z mężem. Córka nie mogła znieść tego, ale okazała się najsilniejsza z nas wszystkich. Kiedy Leo wyjechał do Barcelony, byłam pewna, że uczucie do niego minie. Myliłam się. To było najgorsze doświadczenie. Pożądanie jakie czułam do piłkarza było większe niż do własnego męża. Udało mi się namówić rodzinę do przeprowadzki do Barcelony. Nie potrafiłam trafić na piłkarza, do pewnego dnia, gdy zobaczyłam go w kawiarni. Hormony zaczęły rządzić moim ciałem. Tego samego dnia zdradziłam męża. A co najlepsze? Podobało mi się to. Zaczęłam na nowo znajomość z piłkarzem. Coraz częstsze spotkania sprawiły, że mój mąż zaczął coś podejrzewać. Gdy wyjechał do Stanów, byłam tylko Argentyńczyka. Potem zostaliśmy przyłapani, i ten wypadek... Te obrazy chcę jak najszybciej wyrzucić ze swojej głowy. Teraz jestem ze wspaniałym człowiekiem, piłkarzem, mężczyzną. Spodziewamy się dziecka, niedługo ślub... Jest idealnie.
Leo zaczął coś mruczeć do mnie wybijając mnie z toku myślenia. Pocałowałam go w nos i zeszłam z łóżka. Poszłam do kuchni i zrobiłam śniadanie. Zapach unosił się w całym domu, więc nie zdziwiłam się, jak po kilku minutach do kuchni wbiegł Leo. Zabrał Suzie na barana i czekali teraz na jedzenie.
- Głodomory! A mi nikt nie zrobi śniadania!
- Od jutra ja robię - zaśmiał się Leo. Odstawił małą na ziemię i podszedł przytulić mnie. Pogłaskał mnie po brzuchu. Jego dotyk sprawiał, że dostawałam gęsiej skórki. Byłam w piątym miesiącu ciąży i byłam po prostu gruba. Leo zawsze się śmiał, że jestem puszysta, ale ja wiedziałam swoje.
- Może lepiej nie - powiedziałam stawiając na stół śniadanie.
- Śmiesz wątpić w moje umiejętności kucharskie - uniósł brew.
- Oczywiście, że nie - pocałowałam go w czoło. Mruknął mi do ucha, a ja spojrzałam na niego karcąc go. - Leo - syknęłam. Spojrzałam na Suzie, lekko rozbawioną sytuacją.
- Czy nawet nie mogę okazywać uczuć swojej żonie?!
- Przyszłej - poprawiłam go. Ślub dopiero za 2 tygodnie.
- Przynajmniej masz już sukienkę - uśmiechnął się do mnie.
- Ale dalej uważam, że 15 tysięcy to za dużo...
- Stać mnie kochanie. Jesteś warta najlepszego.
- Zemszczę się kupując ci garnitur - posłałam mu całusa. Zjedliśmy w ciszy śniadanie. Poszłam przebrać się przypominając sobie, że przytyłam. Prawie żadna rzecz nie była teraz dobra... Jedynie jakieś dresy, które kupiłam jeszcze w Stanach. Westchnęłam głośno i wbiłam się w stare rzeczy. Leo oczywiście wyglądał olśniewająco. Zawsze mi się podobał, nieważne co miał na sobie. Oczywiście najlepiej było, kiedy nie miał na sobie nic, ale o tym tylko ja wiem. I może kilku chłopaków z Barcelony. Tym razem Argentyńczyk założył jeansy i koszulę. Uwielbiałam mężczyzn w koszulach a myśl, że mogę go potem z niej rozebrać podniecała mnie jeszcze bardziej. Leo spojrzał na mnie głodnych wzrokiem. Prawie roczny celibat musiał być dla niego męczący... Wziął mnie za rękę i wyszliśmy z domu zostawiając Suzie samą. Sklep z garniturami był tuż za rogiem, więc nie musieliśmy daleko iść. Leo otworzył mi drzwi. Już przy wejściu było czuć męskie perfumy. Różnorodne. Wzięłam głęboki oddech i skupiłam się na ubraniu. Wybrałam 10 garniturów i wysłałam Leo do przebieralni. Żaden nie był dobry. Jeden za mały, drugi za szeroki, trzeci miał dziwny kolor... KOSZMAR! Po jakiś dwóch godzinach szukania znalazłam coś idealnego. Garnitur nie był przepiękny, ale miał w sobie to coś, że sprawiał, że Argentyńczyk wyglądał olśniewająco. Oparł się o ścianę i spojrzał na mnie łobuzersko.

















Wiedział, że to koniec zakupów. Znał mnie na wylot. Od razu poszliśmy do kasy. Troszkę przesadziłam z tym zakupem, bo Leo musiał zapłacić 8 tysięcy. Prawie połowę mniej niż moja suknia. Wracaliśmy uradowani do domu. Ale w pewnym momencie skręciliśmy do parku i usiedliśmy w samym jego centrum.
- Tak cię kocham - wymruczał mi do ucha.
- Ja mocniej - pocałowałam go. Jego usta były tak nachalne, a ja nie mogłam mu dać tej rozkoszy...
- Nie mogę się doczekać, aż będziesz tylko moja...
- Teraz jestem - spojrzałam mu w oczy. W tamtej chwili nie chodziło mu o moją obecność obok niego, a raczej pod nim. Przełknęłam głośno ślinę, roześmiał się.
- Aż tak na ciebie działam? - spojrzałam na niego lekko zbita z tropu. - Masz mokre ręce.
- Sam sobie odpowiedz na pytanie. Wracamy do domu - niechętnie wstałam i szepnęłam mu do ucha. - Jeszcze tylko pół roku. Odliczaj dni - uśmiechnął się i spokojnie wróciliśmy do domu. Ciąża sprawiała, że najkrótsze spacery były dla mnie bardzo męczące. Od razu po wejściu poszłam na kanapę. Opadłam na nią bezwładnie i spojrzałam zmęczonym wzrokiem na Leo. - Musimy wysłać zaproszenia...
- A 20 piłkarzy z partnerkami ci nie wystarczy? - zaśmiał się. Usiadł koło mnie, a ja szybko wykorzystałam okazję i położyłam się na nim.
- Chodzi o moją rodzinę - spiął się trochę, ale ta reakcja szybko minęła.
- Kogo dokładnie?
- Rodziców...
- Colina?
- Nie.
- Nie będę miał nic przeciwko...
- Serio? - spojrzałam na niego rozbawionym wzrokiem. - Nie chcę, żeby psuł mój najlepszy dzień w życiu.
- I bardzo dobrze - pocałował mnie w policzek. Zasnęłam wtulona w jego klatkę piersiową.

                                                                   * 2 tygodnie później *

              Stałam przed lustrem i trzęsłam się jak galareta... Moja mama podeszła do mnie i mocno przytuliła.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz...
- Tym razem jestem na 100% pewna...
- To skąd nerwy?
- Chyba naturalny odruch... Dziękuję, że przyjechaliście - spojrzałam jej w oczy. Pokiwała głową i pocałowała mnie w policzek. Ktoś zapukał do drzwi. - To Leo - powiedziałam zdenerwowana jeszcze bardziej.
- Spokojnie - zaśmiała się. Poszła wygonić zdecydowanie zawiedzionego piłkarza. Wróciła do mnie. - Wspaniały facet.
- Tak...
- Lepszy niż twój były.
- Zdecydowanie. Cieszę się, że wtedy w Rio spotkaliśmy się. Gdyby nie to, pewnie nigdy nie byłabym szczęśliwa - powiedziałam.
- A jak z ciążą? Wszystko dobrze? - pogładziła mój brzuch.
- Tak, lekarz mówi, że to będzie zdrowe jak ryba dziecko - poprawiła mi humor tym pytaniem.
- Chłopiec czy dziewczynka?
- Chcemy dopiero przy porodzie się dowiedzieć.
- Czyli cały czas niepewność.
- Chyba chłopiec, bo strasznie kopie, po tatusiu - zaśmiałam się. Kochałam swoją mamę. Mimo wielu kłótni jakie przeżyłyśmy, nie wyobrażałam sobie ślubu bez niej. Pojechaliśmy do kościoła. Leo już czekał. Gdy wysiadłam z pojazdu, ręce zaczęły jeszcze bardziej mi się trząść. Przeszedł mnie dreszcz. Mama zaprowadziła mnie do kościoła, ale coś zwróciło moją uwagę. Ktoś patrzył na mnie.
- Coś się stało?
- Nic nic. Zaraz przyjdę - mama weszła do kościoła, a ja poszłam sprawdzić, kim jest tajemnicza osoba. Ten mężczyzna stał oparty o budynek i uśmiechał się do mnie łobuzersko.
- A kuku - zaśmiał się.
- KUN! - krzyknęłam. Podbiegłam do niego i mocno przytuliłam. Kun Aguero. Najlepszy przyjaciel Leo, a zarazem mój. Kiedy miałam jakiś problem, zawsze do niego dzwoniłam i skarżyłam się na świat. Rozumiał mnie idealnie. Poznaliśmy się na meczu Argentyny i tak zaczęła się nasza znajomość, która rozkwitała cały czas. - Co ty tu robisz? - spytałam, gdy oderwałam się od niego.
- Miałbym być nieobecny na ślubie moich przyjaciół?
- A liga?
- Są rzeczy ważne i ważniejsze Mir - pocałował mnie w policzek. - Wyglądasz rewelacyjnie. Cieszę się, że Leo cię spotkał.
- Chodź, zaraz na własny ślub się spóźnię - zaśmiałam się. Wziął mnie pod rękę i weszliśmy do kościoła. Chłód jaki panował w środku odrobinę zmniejszył stres. Widziałam Leo stojącego koło ołtarza i ten jego przebiegły uśmiech. Doskonale wiedział o wizycie Sergio. Organy zaczęły grać, a my powolnym krokiem szliśmy wgłąb. Kościół nie był w pełni zapełniony. Leo miał rację. Byli sami piłkarze z partnerkami. I oczywiście byli to głównie zawodnicy Blaugrany. Kun oddał mnie Argentyńczykowi. Pomógł mi wejść na podest. Dopiero wtedy spojrzałam mu prosto w oczy. Nie wiem jak mógł być taki spokojny, ale jego pozytywna energia przeniosła się na mnie i rozluźniłam się szybko. Cała ceremonia poszła nadzwyczaj szybko. Bez wahania powiedzieliśmy sobie sakramentalne "tak". A potem najcudowniejsze słowa na świecie.
"Teraz możesz pocałować pannę młodą".
Na początku był to niewinny buziak, ale szybko przerodził się w pełen namiętności i niepohamowania pocałunek. Świat poza nami nie istniał. Z transu wybudziły nas gwizdy piłkarzy. Leo oderwał się ode mnie i spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym: "to nie koniec". Miałam ogromną nadzieję, że to nie koniec. Wyszliśmy z kościoła i zostaliśmy obrzuceni ryżem i pieniędzmi. Wszyscy zaczęli nam gratulować i składać życzenia. A potem najgorsza a zarazem jedna z lepszych części dnia - wesele. Byłoby naprawdę świetnie, gdyby nie to, że piłkarze przesadzili odrobinę z alkoholem. No dobra, byli pijani tak bardzo, że gibali się na każdym kroku i ciągle śpiewali. Ich partnerki były załamane. Tylko Leo był "w miarę trzeźwy". A więc w skrócie... Pique razem z Albą zaczęli tańczyć na stole. Ok, to było jeszcze do zniesienia, póki Gerard nie zaczął się rozbierać. Shakira zrzuciła go ze stołu i wrócili do domu. Współczułam mu, ale trochę zasłużył. Za karaoke zabrali się Andres z Xavim i Neymarem. Alkohol było czuć w całym domu, a ja nie mogłam nawet ust delikatnie zmoczyć. Bartra i Suarez byli bez dziewczyn, więc postanowili razem zatańczyć wolnego... Naprawdę, widok wspaniały jeżeli lubi się gayparty. Ogólnie hałas, wódka, śpiewy, tańce... Jak to na weselach. Koło 6 rano było po imprezie. Wszyscy spali jak zabici. Mogłeś zrobić z nimi co chciałeś: wyrzucić ich z domu, oblać wodą... Nic, zero reakcji. Zadowolona zaczęłam chodzić po domu i hałasować. Usłyszałam jęki i błaganie o litość. Kac morderca dopadnie każdego. Dziewczyny przyjechały po swoich partnerów. Jezu... jak ja im współczułam... Musiały wysłuchiwać jęków, stęków piłkarzy. Na pewno Enrique ich zabije jutro, pomyślałam. Usiadłam na kanapie i spojrzałam na swoją rękę. Niecałe pół roku byłam bez obrączki... Ale brakowało mi tego i cieszyłam się, że znowu jestem żoną. Zamknęłam oczy i poczułam delikatne muśnięcie na swojej skórze.
- Leo...
- Tak? - wymruczał mi do ucha.
- Jezu jak ja cię kocham - podeszłam do niego i wpiłam się w jego wargi. Nie protestował. Zaczął rozpinać mi guziki od spodni. Pospieszałam go zapominając się nieźle. Jęczałam mu prosto przy ustach kiedy masował moje piersi. I nagle chrząknięcie i śmiech. Odwróciłam się żądna mordu na osobie, która nam przeszkodziła. Zamarłam, gdy zobaczyłam Kuna z Suzie. Na szczęście zasłonił jej oczy, ale próba powstrzymania śmiechu sprawiła, że łzy płynęły mu strumieniem po poliku.
- Długo tu stoicie? - spytał Leo lekko zmieszanym tonem.
- Ciii - powiedział Kun. - Nic nie widzieliśmy, nic nie słyszeliśmy.
- Sergio... - puścił mi oczko i zabrał małą na dwór. - Musimy się bardziej pilnować - szepnęłam Leo do ucha gdy tamci poszli.
- Ale było tak cudownie...
- Cały rok nadrobimy bardzo szybko - pocałowałam go delikatnie.
- Obiecujesz? - uniósł jedną brew.
- Obiecuję - tym razem to on wpił się w moje wargi, ale tylko na pocałunkach się skończyło. Na całe szczęście...




















Ostatni rozdział, łzy, śmiech... Wszystko pomieszane podczas pisania go... Nie chciałam ponuro kończyć tego bloga, od początku był zakręcony xD Mam nadzieję, że podobał wam się :D I bardzo przepraszam, że tyle nie pisałam, ale nazbierało mi się tyyyle nauki ;)

10 komentarzy:

  1. Będę pierwsza, będę pierwsza muszę być!
    To twój ostatni rozdział szczęśliwy a ja cholera płacze ! Mnie trzeba do lekarza zabrać mam coś nie tak z głową.
    I to też znaczy że jesteś znakomitą pisarką. czekam aż sama zaczne zakańczać jakiegoś bloga zobaczę co wtedy będzie siedziała.
    Ale ja płacze i trzęse się z zimna przez ten twój przyjemny 14 odcinek.
    Nigdy nie wiedziałam że tak mnie wkręci ten Blog.
    Szapoba bo jestem jedną chyba z najbardziej wymagających czytelniczek ktoś mi kiedyś powiedział. A twój ani jeden rozdział mnie nie załamał.
    A raczej zachwycał<3
    Czekam na Epilog *,*.*.*.*.*.*.*.*.*.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego!?:D
    Dlaczego go skończyłaś, zabiję Cię!;)
    Finał jak zwykle był cudowny a ja śmiałam się jak było na weselu Mir i Leo!xD
    To było mega!<3 :P
    Bardzo mi się podobał, jeden z najlepszych blogów!♥
    Ale ja nie chcę przestać go kończyć czytać,zajebisty!(>*.*<)
    / Omg

    OdpowiedzUsuń
  3. KOCHAM CIĘ <33 I tego bloga.. I to opowiadanie. Już koniec ;_; Oh no. <3 I tak cie kocham masz niesamowity talent <33

    OdpowiedzUsuń
  4. HAHAHAHAAHAHAH SERGIO *.*
    W nieodpowiednim momencie w nieodpowiednim czasie :D
    Gayparty hahaha :D
    Świetny rozdział <3
    Szkoda, że już koniec ;c

    OdpowiedzUsuń
  5. "Bartra i Suarez byli bez dziewczyn, więc postanowili razem zatańczyć wolnego... Naprawdę, widok wspaniały jeżeli lubi się gayparty." SKISŁAM XDXDXDXD
    Sergio i Suzie... PO CO ICH NASZLIŚCIE?!
    Ostatni rozdział *beczy*
    Czekam na epilog :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. Pisz koniecznie kolejnego bloga! Masz wyjątkowo lekkie pióro! Czekam na epilog i zapraszam do mnie :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz talent do pisania! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. fajne fajne ale nie fajnie że już się zakończył :( szkoda szkoda ! pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. O boże, nie chcę końca :((
    tak się przywiązałam do tego bloga :(
    końcówka epicka ♥
    chciałabym napisać do następnego, no ale... :<<
    będę tęsknić :<
    buziaki misia :* masz talent ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział, a najlepszy opis wesela xD
    Szkoda, że już koniec ;/

    OdpowiedzUsuń