Łączna liczba wyświetleń

sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 11

              Weszliśmy do szpitala nieco poddenerwowani. Z daleka zobaczyłam lekarza mojego męża. Podbiegłam do niego i lekko zdyszana zapytałam co się stało. Nic nie odpowiedział. W oczach pojawiły mi się łzy.
- Proszę za mną - jedyne zdanie jakie wypowiedział. Spojrzałam ze strachem w oczach na Leo. Podszedł do mnie i objął mnie.
- Przejdziemy przez to razem - wyszeptał mi do ucha. Skierowaliśmy się za lekarzem do sali, w której leżał Colin. Stanęłam przed drzwiami i wzięłam głęboki oddech. Przeszłam przez próg z zamkniętymi oczami... Usłyszałam aparaturę do EKG i co najwspanialsze... Bicie serca mojego męża. W tamtej chwili wiedziałam, że nie jest najgorzej. Otworzyłam oczy i skierowałam swój wzrok na łóżko. I wtedy zobaczyłam, że ktoś mi się przygląda. Po chwili zorientowałam się, że to Colin był w pełni przytomny. Na mój widok delikatnie uśmiechnął się... W sumie ja to samo zrobiłam. Ale nasze miny prawie równocześnie zrzedły, gdy spojrzeliśmy w bok. Koło mnie stał Lionel Messi, a obok łóżka mojego męża siedziała jakaś kobieta. Miała ciemne długie włosy i oczy w kolorze czekolady. Nie wiedziałam kim jest, ale domyśliłam się - Kelly. Spojrzałam na lekarza. Był uśmiechnięty w przeciwieństwie do naszej czwórki.
- Mam do pana pytanie - zaczęłam. - Po co pan do mnie dzwonił?
- Myślałem, że chce pani wiedzieć co się dzieje z mężem. Jego stał gwałtownie się poprawił.
- Ale widzi pan, że mój mąż ma już opiekę 24/dobę.
- Mir... - Colin próbował coś powiedzieć, ale jeszcze miał trudności z mową. - To nie tak jak myślisz - wyszeptał.
- Nie tak jak myślę?! Nie rozśmieszaj mnie człowieku.
- Jeśli mogę... - zaczęła Kelly.
- Nie, nie możesz - odparłam stanowczo. - Niech zgadnę. Wyjechałeś do Stanów dla tej szmaty? - poczułam rękę Leo na swoim ramieniu.
- Spokojnie - wyszeptał mi przy uchu. Trochę się rozluźniłam, a jego oddech na szyi przyprawił mnie o dreszcze.
- Mir uspokój się - powiedział Colin. Miał trochę silniejszy głos niż przedtem, ale dalej słaby.
- Ja mam się uspokoić?! Pojechałeś do swojej panienki.
- To nieprawda.
- To spójrz mi w oczy i to powiedz! - podniósł wzrok. Spojrzał mi prosto w oczy, ale nic nie powiedział. Serce mi pękło. Mimo, że byłam teraz z Leo, modliłam się w głębi duszy, żebym się myliła. Nie dane mi to było. Z bólem w czach po raz ostatni spojrzałam na męża. Przełknęłam ślinę i wzięłam oddech. - Nie chcę cię znać... Myślałam, że rozwiążemy to po przyjacielsku, ale zmieniłam zdanie - podeszłam do łóżka. Sięgnęłam po obrączkę i pewnym ruchem zdjęłam ją z palca. Ostatni rzut oka na nią i milion obrazów, wspomnień w mojej głowie. Wszystkie pamiętne sytuacje z Colinem wróciły do mnie jak bumerang. Ale na całe szczęście szybko otrząsnęłam się i położyłam ją na szafce przy łóżku. - To dla Kelly - uśmiechnęłam się szyderczo i odwróciłam się w stronę drzwi. Leo patrzył na mnie z podziwem, który tylko ja mogłam dostrzec. - Widzimy się w sądzie - powiedziałam na koniec. Chwyciłam Argentyńczyka w pasie i wyszliśmy. Jak się czułam? Byłam ogromnie dumna z siebie, że się nie rozkleiłam i nie próbowałam jakoś wytłumaczyć jego zachowania. Byliśmy przy wyjściu gdy usłyszałam głos lekarza.
- Panno Black! - odwróciłam się na pięcie.
- Czy coś jeszcze?
- Nie wie pani o najważniejszym.
- I chyba nie obchodzi mnie to - uśmiechnęłam się i skierowałam się do drzwi.
- Pani mąż nie będzie już chodził! - świat zwolnił, a ja poczułam się jakbym była nieźle naćpana. Odwróciłam się szybko i spojrzałam na lekarza. - Bardzo mi przykro...
- Jak to nie będzie chodził... Przecież wszystko miało być w porządku! - spojrzałam z niedowierzaniem na Leo. Był równie zdziwiony co ja.
- Niestety uraz okazał się bardziej skomplikowany niż nam się wydawało. Doszło również do uszkodzenia kręgosłupa. Pani mąż jest sparaliżowany od pasa w dół...
- Dziękuję za informację. Leo, chodźmy do domu - byłam w połowie drogi do samochodu. Po chwili piłkarz mnie dogonił i w milczeniu wsiedliśmy do auta. Spokojnie dojechaliśmy do domu, a ja nie zwracałam uwagi na nic. Chwiejnym krokiem podeszłam do barku i wyciągnęłam whisky. Nie trudziłam się ze szklanką. Otworzyłam butelkę i pociągnęłam wielkiego łyka alkoholu. Trochę się skrzywiłam, ale uwielbiałam whisky. Spojrzałam na Leo, który był zniesmaczony moim zachowaniem.
- Zabiorę małą do Andresa - powiedział. Przytaknęłam głową i włączyłam głośno muzykę. Argentyńczyk przeszedł obok mnie i poszedł po Suzie. Schowałam butelkę gdy wracali. Uśmiechnęłam się do córeczki i pomachałam jej. Gdy zamknęli drzwi ponownie zaczęłam sączyć chłodny alkohol. Wypiłam pół butelki i wrócił Leo. Byłam już lekko wstawiona. Posłałam mu buziaka, ale nic nie powiedział. Nic nie mówił. Tylko darł się. - Co ty sobie myślisz?! Co ty w ogóle robisz?!
- Nie widać? - uśmiechnęłam się do niego.
- Jak się zachowałaś w szpitalu?!
- Tak jak trzeba było. Zasłużył sobie palant.
- A alkohol? Przy dziecku?! - trochę się otrząsnęłam. Spojrzałam szeroko otwartymi oczami na Leo i podałam mu butelkę. Słowo "dziecko" sprawiło, że natychmiast wytrzeźwiałam.
- Masz rację... Przepraszam.
- Nic się nie stało... Ale nie możesz topić zmartwień w alkoholu - kiwnęłam głową. Podeszłam do niego i mocno wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Po poliku spłynęła mi łza. Leo podniósł mój podbródek i delikatnie złożył na moich ustach pocałunek.

                                                                  * 3 miesiące później *

- Leo, spóźnimy się! - krzyknęłam. Stałam już z Suzie w przedpokoju i czekałyśmy tylko na niego.
- Chyba muszę jakoś wyglądać, nie? - wydarł się z sypialni. Przewróciłyśmy z córką oczami. Kucnęłam obok niej i poprawiłam kołnierzyk.
- Nie musisz wchodzić na salę...
- Ale chcę mamo.
- Jesteś pewna swojej decyzji?
- Myślę, że tak - uśmiechnęła się do mnie i pocałowała w policzek.
- I jak wyglądam? - spytał Leo. Wyglądał jak zawsze niesamowicie.
- Może być - posłałam mu buziaka.
- To możemy jechać - chwycił mnie za rękę. Droga do sądu była krótka. Samochodem przejechaliśmy dystans od domu Leo po cel naszego wyjazdu w 10 minut. Powolnym krokiem weszliśmy do budynku. Suzie w środku, a ja z Argentyńczykiem po bokach. Z daleka wyglądaliśmy jak prawdziwa rodzina. I taką chcieliśmy niedługo zostać. Czekaliśmy w zniecierpliwieniu na Colina i jego narzeczoną. Byłam trochę poddenerwowana, ale Leo dodawał mi otuchy. Po 20 minutach pojawili się. Mój jeszcze mąż wjechał na wózku inwalidzkim... Teraz, gdy minęło trochę czasu, było mi go strasznie szkoda. Ale jego mina sprawiała, że wszelkie sentymenty nie wchodziły w grę. Chciał wywalczyć pełne prawa do Suzie i wyjechać. Głos mojego prawnika wołającego nas na rozprawę trochę mnie uspokoił. Weszliśmy na salę i zaczęło się. Krótki wstęp i każde z nas zaczęło składać zeznania. Ucieszyłam się, gdy córka powiedziała, że chce ze mną zostać. Na sali byli moi bliscy, przede wszystkim piłkarze Barcelony. Potwierdzili, że jestem najlepszą matką na świecie i to ja powinnam mieć pełne prawa rodzicielskie. Po 2 godzinach męczarni wyszliśmy zadowoleni.
- Panie Messi, moje nazwisko Cooper - zaśmiałam się i podałam mu rękę. Coś powiedział pod nosem, ale nie zrozumiałam go. Spojrzałam na córkę. - Suzie, jesteś dzielną dziewczynką - pocałowałam ją w czoło.  Nigdy nie wiedziałam, skąd bierze się jej odwaga i wytrwałość, ale podziwiałam ją za to. Z sali wyjechał Colin. Patrzył na mnie z obrzydzeniem. Potrzebowałam 8 lat małżeństwa, żeby zobaczyć, jaki naprawdę był.
- Nie myśl sobie, że to koniec! - syknął.
- Ja wiem, że to koniec.
- Będę się widywał z córką.
- Wiem i nie mam zamiaru psuć waszych relacji. Ale widzenia będą tu, w Barcelonie, a nie w Stanach - uśmiechnęłam się do niego. Wyjechał a ja odetchnęłam z ulgą. - To co, idziemy na lody?
- Ja chcę śmietankowe! - krzyknęła Suzie.
- A ja czekoladowe - zaśmiał się Leo. Pocałowałam go i poszliśmy do lodziarni. Wieczorem wróciliśmy do domu. Byłam strasznie zmęczona. Argentyńczyk usiadł obok mnie i zaczął całować. Odepchnęłam go od razu. - Co jest?!
- Nie mam ochoty... - stwierdziłam ponuro.
- Dobrze...
- Nie bądź zły...
- Nie jestem - chwyciłam jego twarz w swoje dłonie i pocałowałam namiętnie. Oblizał usta. - Dobra... Może trochę jestem - zaśmiał się. Pocałowałam go kolejny raz. Teraz tak naprawdę. Było mi strasznie gorąco, ręce Leo błądziły po całym moim ciele. Kiedy oderwałam się od niego dla zaczerpnięcia tchu, poczułam, że mam czerwone poliki. Uśmiechnęłam się do piłkarza.
- A teraz?
- Chyba nie jestem.
- To dobrze - ostatni pocałunek w policzek. Trochę straciłam humor na myśl o poważnej rozmowie, jaką chciałam z nim przeprowadzić.
- Czemu jesteś smutna?
- Musimy pogadać...










































Jak wrażenia po "11" ? Wiem wiem, cieszycie się, że w końcu jest po Colinie xD Planuję jeszcze z 3-5 rozdziałów i chcę zakończyć ten blog :) Mamy niestety koniec wakacji i mam nadzieję, że zrozumiecie gdy rozdziały będą rzadziej :) Oczywiście co najmniej 1 w tygodniu będzie :) Nie zanudzam, dziękuję, że przeczytaliście i proszę o komentarz, że jesteście :)

15 komentarzy:

  1. bo na Andresa zawsze może liczyć :D w tym opowiadaniu i w rzeczywistości Leo i Andres mają dobry kontakt ze sobą :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż się boje tej rozmowy :D
    I dobrze zrobiła, że zostawiła Colina :D
    Czekam

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny, wspaniały. <3
    W końcu koniec z Colinem xD
    Nie mogę doczekać się następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na kolejny, bo ten jest naprawdę zajebisty <33

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham ten rozdział i w ogóle tego bloga! <3
    Nie rozumiem tylko, dlaczego Mir tak zareagowała w szpitalu, na to że Collin ma kochankę, skoro sama go zdradzała :)

    OdpowiedzUsuń
  6. jestem ciekam tej rozmowy :D pisz nowy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A tu się okazuje, że Mir będzie mieć dzidziusia z Leo <3 XD
    Nareszcie Mir rozstała się z Colinem :)))
    Teraz będzie tylko dobrze, co nie? <3
    Czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekam na tą rozmowę!:D

    OdpowiedzUsuń
  9. No to tak kocham tego bloga i dobrze o tym wiesz <33
    Bardzo podobają mi się rozdziały.
    Ubóstwiam Susie i jej nową rozdzinkę, Colina nienawidze i tej całej Kelly.
    Dlatego nominowałam cię do Liebster Blog Aword.
    U mnie wszelkie informacje :)
    http://marcbartraandmarcoreus-cinderella.blogspot.com/2014/08/zostaam-nominowana-do-liebster-blog.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  10. jakoś mnie to nie dziwi że tak się właśnie potoczyło :)
    ale jest naprawdę dobre :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam twoje blogi i proszę Cię pisz, nie przestawaj :) Jesteś w tym na prawdę dobra!

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział cudowny ! Reakcja Mir w szpitalu była świetna :D
    Mam nadzieję, że Mir nie powie Leo, że nie mogą być razem xD
    Czekam na następny :D
    Buziaki :*:*

    OdpowiedzUsuń
  13. Super rozdział, jak zwykle, fajnie, że już koniec tego małżeństwa z Collinem, szkoda mi go tylko trochę, że teraz nie będzie chodzić.

    OdpowiedzUsuń
  14. Dla mnie bomba, zaglądam tu codziennie z nadzieją na nowy rozdział ;-) zapraszam również do siebie moja-barcelona.blogspot.com. Spróbuję zmierzyć się z Leo :-)

    OdpowiedzUsuń