Pisk opon, krzyk, ogromne zamieszanie... To zapamiętałam najlepiej z tamtego wydarzenia. Stałam na chodniku i patrzyłam prosto na bezwładnie lecące nad maską ciało Colina. Żołądek miałam w gardle. Potem odgłos łamiących się od upadku kości. A ja? Tylko stałam i nie mogłam się ruszyć. Spojrzałam na Leo. Jego mina była okropna. Kątek oka widziałam, że mój mąż oddycha. To było jak uderzenie w twarz. Nagle oprzytomniałam i pobiegłam do niego. Kierowca samochodu już stał przy nim. Rzut oka na Leo, dalej nic nie robił.
- No rusz się i zadzwoń po pogotowie! - krzyknęłam automatycznie ze łzami w oczach. Spojrzałam na zmasakrowane ciało męża. Dotknęłam delikatnie jego policzka i łzy same spłynęły mi po poliku. A potem najgorsza rzecz jaka mogła się wydarzyć. Miejsce, gdzie do tej pory stał Leo zajęła Suzie. Patrzyła na swojego ojca ze strachem w oczach. Całe szczęście Argentyńczyk odciągnął małą, żeby nie widziała tego. Po chwili przyjechała karetka i jakoś szybko to minęło. Bezpiecznie przenieśli Colina do pojazdu, powypytywali co się stało i pojechali do szpitala. Leo zabrał Suzie do Andresa, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. Zachował zimną krew i zajął się moją córką. Kiedy karetka zniknęła za zakrętem zobaczyłam mężczyznę siedzącego na krawężniku z głową schowaną w dłoniach. Usiadłam obok niego ścierając łzy.
- Tak mi przykro... - wyszlochał. - Ja nie chciałem... Jechałem wolno przecież.
- Rozumiem pana.
- Ja nie chciałem... On tak nagle wyskoczył na ulicę, a ja od razu zacząłem hamować...
- Już spokojnie. On żyje - sama w to nie mogłam uwierzyć, ale Colin przeżył to zderzenie.
- Matko boska... Przecież ja pójdę do więzienia, a nie mogę... Mam trójkę dzieci do wychowania - szlochał.
- Niech się pan uspokoi, wstawię się za panem i nie pójdzie pan do więzienia - spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami, teraz czerwonymi od płaczu. Gdyby nie ta sytuacja, gdybym była samotna, stwierdziłabym, że mężczyzna to niezłe ciacho i na pewno próbowałabym nawiązać z nim znajomość. Ale nie było czasu teraz na to.
- Zawiozę panią do szpitala...
- Dobrze.
Pojechaliśmy do szpitala, który wskazał nam ratownik z karetki. Przestraszony kierowca jechał bardzo wolno, bał się powtórki sprzed godziny. Ale nie miałam mu tego za złe. Rozumiałam co teraz czuje. Kilka minut później byliśmy na miejscu. Szybko wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy do szpitala. Wysłałam Leo SMSa, że jestem u Colina. Mężczyzna poszedł usiąść, a ja podeszłam do recepcji.
- Szukam męża... - zaczęłam niepewnie. Kobieta za ladą spojrzała na mnie i przewróciła oczami.
- Nazwisko?
- Black. Colin Black. Przywieźli go z wypadku.
- Tak, widzę.
- Co z nim?
- Jest na chirurgii, zaraz będzie miał operację - zrobiło mi się słabo, poszłam usiąść koło kierowcy.
- I jak? - spytał.
- Właśnie ma operację...
- Może to nieodpowiedni moment, ale jestem Victor - podał mi rękę.
- Miranda - odpowiedziałam na jego gest i próbowałam uśmiechnąć się. Po godzinie przyjechał Leo. Podeszłam do niego i mocno go przytuliłam. Pocałował mnie w głowę.
- Będzie dobrze.
- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że nas nakrył. To koniec...
- Ale czy tego nie chcieliśmy? - wyciągnął mnie na długość ramion i spojrzał mi w oczy. - Przecież chciałaś zakończyć to małżeństwo.
- Ale nie tak...
- Wiem... - drzwi od sali operacyjnej otworzyły się i wyszedł przez nie zmęczony lekarz.
- Pani... - spojrzał na jakiś dokument. - Pani Black? - podeszłam do niego zdenerwowana. Leo szedł za mną, Victor jako ostatni w rzędzie.
- Co z moim mężem? - spytałam przerażona.
- No niestety nie mam dobrych wiadomości. Wypadek był bardzo poważny i pani mąż ma złamany kręgosłup - cios w samo serce. - Oprócz tego nogi i kilka żeber - Przełknęłam gule w gardle.
- Czy... - odchrząknęłam. - Czy on będzie chodził? Czy w ogóle będzie normalnie żył?
- Nie mogę tego obiecać niestety. Możliwe, że pani mąż będzie jeździł na wózku inwalidzkim. Jeżeli wybudzi się ze śpiączki.
- Jakiej śpiączki?!
- Podczas zderzenia doszło do uszkodzenia tworu siatkowatego. Pacjent powinien się wybudzić, ale naprawdę nie mogę tego obiecać.
- Dziękujemy - odparł Leo. Ja nie byłam w stanie nic powiedzieć, nawet ruszyć się. Dopiero silne ramiona Leo zmusiły mnie do ruchu. Poszłam nieprzytomna za nim. Zauważyłam tylko policję wchodzącą do budynku. Podeszłam do jednego z nich i opowiedziałam w jak największym skrócie to co się wydarzyło i poprosiłam o uniewinnienie Victora. Dobrze, że Suzie tutaj nie ma, nie uspokoiłabym jej. Właśnie, Suzie..
- Gdzie jest mała? - spytałam Leo.
- U Andresa, nie pamiętasz?
- Pytała o Colina? - patrzyłam nieprzytomnym wzrokiem przed siebie.
- Powiedziałem, że miał wypadek i jest w szpitalu, ale od razu dopowiedziałem, że niedługo wyjdzie - spojrzałam na niego i przyciągnęłam do siebie. Pocałowałam go.
- Dziękuję - powiedziałam przez łzy.
- Za co?
- Za to, że jesteś teraz ze mną... Będę musiała zaopiekować się Colinem... Chyba nie powinniśmy... Nie powinniśmy być teraz razem. Musimy odpocząć. Moje częste kontakty z mężem popsują naszą relację... - zatrzymał się i spojrzał na mnie zszokowany.
- Ty chyba sobie żartujesz! - krzyknął. - Nie zostawię cię teraz. Nigdy cię nie zostawię. Kocham cię i pomogę ci z mężem.
- Nie chcę, żebyś robił coś, wbrew woli.
- Nie będę... To przeze mnie Colin tu jest i nie chcę mieć na sumieniu, że mu nie pomagałem - pocałowałam go w obojczyk i rozluźnił się trochę.
- Chodź do domu... Odbierzemy Suzie i odpoczniemy, bo czekają nas ciężkie chwile - westchnęłam i wyszliśmy ze szpitala.
Ha, i przyznać się, kto myślał, że to właśnie tak się skończy? :) Przepraszam, że krótko, ale chcę trochę więcej rozdziałów napisać :) Ale obiecuję, że jubileuszowa "10" będzie długa :) I zauważyłam, że teraz pełno naszego Colina w jakiś reklamach w internecie xd
Nie lubię Colina, ale mu współczuję :'(
OdpowiedzUsuńKochany Leoś <3
Oklepane słowa, aleświetny rozdział, czekam na kolejny <3
Przyznaję, że na początku miałam takie przypuszczenia, ale mimo wszystko nie pomyślałabym, że to może się stać.. jeśli Collin umrze... to ja się będę cieszyć :D Jestem w Team Messi więc... :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ! :)))
Z niecierpliwością czekam na jubileuszową '10' :)))) :*
Buziaki i dużo weny życzę :**
Ekstra rozdział :)
OdpowiedzUsuńKOOCHAM CIĘ <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, trochę współczuję Collinowi i mam nadzieję, że jednak się wybudzi z tej śpiączki.
OdpowiedzUsuńJa myślałam, że Colin umrze, ale lipa
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3
Czekam *.*
Jeju ;( Nie wiem czy płakać czy się cieszyć że za to uderzenie w końcu mu się oberwało, ale płacze jednak ;((( To smutny rozdział ale mój teraz nie będzie lepsze :/ Kocham tego bloga a Leo jest kochany słodki pomocny, nw co jeszcze idealny.
OdpowiedzUsuńP.S Jeśli chodzi o to cięcie w moim blogu teraz na samym początku wyjaśnie po co to było.
Susie jest dzieciakiem które kocham ale że to widziała..
Ze mną coś nie tak bo płaczę. Czy tylko ja taka jestem ? Chlip Chlip Chlip :((( <3333
Czekam na nn :*
świetny rozdział! Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńWhat have you done?!
OdpowiedzUsuńTo ja myślałam, że już po naszym kochanym Collinie, że Mir i Leo mogą sobie żyć długo i szczęśliwie, a tu nagle o, Collin ma wypadek :(
A tak poza tym to rozdział jest cudowny ♥